piątek, 20 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 27

Nie dowierzałam w to co usłyszałam. Poukładałam sobie już wszystkie sprawy tutaj, w Londynie i kiedy moje życie towarzyskie zaczyna wychodzić na prostą to muszę wyjechać. Z drugiej strony wraz z moją przeprowadzką  upuściłabym "K" oraz  Harry'ego. Podczas tych kilku poprzednich miesięcy "spokoju" stwierdziłam, że moje życie pochłonięte było rutyną. O n i   uzależnili mnie od siebie. Byłam owładnięta emocjami, które mi dostarczali. Uczuciami, które we mnie wywoływali. Które  o n wywoływał...
Postać Harry'ego w moim życiu pomimo wszystkich tych negatywnych rzeczy odgrywa bardzo wielką rolę. Chciałabym poznać go. Zostać wtajemniczoną w jego codzienność. On pojawia się, wywołuje burzę w mojej głowie i znika. Tak po prostu. Pragnę stawiać małe kroki, powoli dążyć do celu. Na drodze staje mi ten nie okrzesany chłopak i wszystko się wali. Lecz ja nie jestem wściekła, jestem mu wdzięczna. Pokazuje mi co może się dziać jeżeli popuszczę trochę wodze. I nagle miałabym to wszystko zostawić?
Miałabym zostawić   j e g o?

Odwróciłam się tyłem do matki i zmierzałam w kierunku, z którego przyszłam. W oddali usłyszałam jeszcze informację, że mam się spakować i za trzy godziny wyjeżdżamy. Weszłam do pokoju. Wyjęłam moją walizkę i nie patrząc na nic zaczęłam byle jak wrzucać wszystkie moje ubrania do jej wnętrza. Uporałam się z tym dość szybko. Zostały mi dwie godziny aby poukładać wszystko zanim wyjadę. Przebrałam się z prędkością światła i wybiegłam na ulicę. Był piękny słoneczny poranek. Płatki śniegu odbijały światło migocząc. Szłam szybkim krokiem w stronę domu Chloe. Musiałam jej wszystko wytłumaczyć i jeszcze raz przeprosić. Ulice były puste. Było to dość dziwne ze względu na to, że jest sobota. Kiedy w końcu dotarłam, zostało mi półtorej godziny. Zapukałam, a kilka sekund po, w drzwiach stała moja przyjaciółka. Miała podkrążone oczy i zmęczone rysy twarzy. Uśmiechnęłam się lekko. Ta ruchem ręki zaprosiła mnie do środka. Zdjęłam moją kurtkę i buty. Zaprowadziła mnie do pokoju. Nadal nie odezwała się do mnie chociażby słowem. Usiadła na łóżku bacznie mi się przyglądając. Postanowiłam przerwać tę ciszę.
- Chloe, tak bardzo cię przepraszam. Nie powinnam cię okłamywać. To było nie w porządku.
- Myślałam nad tym, wiesz? Też nie byłam ideałem. Ale teraz jesteśmy kwita, nie? - zapytała z nadzieją.
- Oczywiście. - po tych słowach rzuciłam się jej na szyję. Trwałyśmy w objęciu już dłuższą chwilę dopóki nie przypomniałam sobie o tak krótkim czasie jaki został mi do wykorzystania. Wyprostowałam się i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Wiesz, bo ja muszę wyjechać. - czekałam na jej reakcję.
- Jednak to prawda... - powiedziała cicho.
- Wiedziałaś? Skąd? - zapytałam zdezorientowana.
- Liam mi o czymś takim wspominał, lecz nie wierzyłam mu.
- Dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj rano... - oznajmiłam.
- Ja nie mogę wyjaśnić ci wszystkiego. To nie moja rola. Wiesz, że będę tęskniła.- nie odpowiedziałam. Przytuliłam ją jeszcze raz i bez słowa wyszłam z pokoju udając się do wyjścia. Nie chciałam aby widziała jak się rozklejam. Zimny podmuch wiatru przeszył moją sylwetkę. Została mi godzina. Zastanowiłam się chwilę po czym udałam się w bardzo dobrze znane mi miejsce. Po dwudziestu minutach byłam nad strumykiem. Powierzchnia wody była pokryta lodem. Stałam w tym samym miejscu gdzie kilka miesięcy temu.
Jednak brakowało mi czegoś. Kogoś...
Otarłam łzę, która uformowała się w kąciku mojego oka. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Odblokowałam go i przeczytałam wiadomość.

Wracaj już do domu. Za 30min wyjeżdżamy! 
                                          
                                                                                                           Mama.

Wróciłam do rzeczywistości. Nie mogłam się tak rozklejać. W końcu wracałam tam gdzie tak na prawdę był mój dom. Do przyjaciół i znajomych. Mówiąc to sobie nie byłam przekonana czy aby na pewno tak 
uważam. Wróciłam do mieszkania gdzie jak zwykle panował chaos. Przedarłam się przez stertę pudeł i kartonów próbując znaleźć rodziców. Biegali w tą i z powrotem starając się wszystko ogarnąć. Kiedy w końcu mnie zauważyli poprosili abym pomogła zanieść im to wszystko do ciężarówki. Wzięłam jedno pudło, które zdawało się ważyć ponad dziesięć kilogramów i wyszłam na zewnątrz. Jak zwykle było strasznie zimno. Śnieg skrzypiał pod ciężarem moich stóp. Zapakowałam karton.
- Oh, Elle!- usłyszałam. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Kylie. Poznałam go na imprezie zorganizowanej przez Summer. Podwoził mnie z peronu i odwiózł mnie z powrotem do domu. Wtedy też go pocałowałam. Na samo to wspomnienie mały uśmiech wpełzł na moją twarz.
- Kyle. Jak miło cię znowu widzieć. Co tu robisz?
- Przyjechałem do kumpla w odwiedziny. A ty? Wyjeżdżasz już na wakacje? - zapytał z nutką rozbawienia.
- Nie, przeprowadzam się. - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Oh, a gdzie? Gdzieś nie daleko?
- Nie, do Holmes Chapel. To około godzinę stąd pociągiem.
- Szkoda, gdybyś została tutaj nie odpędziłabyś się ode mnie. - zaśmiałam się cicho.
- Uwierz mi, ja również żałuję. Ale możesz kiedyś wpaść do mnie. Skontaktowalibyśmy się jakoś.
  Masz mój numer?
- Tak, Summer dała mi wtedy na plaży. Więc na pewno zadzwonię. - powiedziawszy to puścił mi oczko i odszedł powolnym krokiem. 
W końcu uporałam się ze wszystkimi pakunkami. Zniosłam walizki i ostatnie rzeczy. Byliśmy gotowi do przyjazdu. Moi rodzice kręcili się jeszcze przy samochodzie. Postanowiłam ostatni raz pójść do mojego pokoju do, którego zdążyłam się już przywiązać. Uchyliłam delikatnie drzwi. Wszystko byłoby tak jak godzinę temu gdyby na środku nie leżałby mały, kwadratowy pakunek. Zdziwiona wzięłam go do ręki i otworzyłam. Myślałam, że zapewne coś wypadło podczas przenoszenia pudeł. Myliłam się. 
Moim oczom ukazał się identyczny naszyjnik jak ten, który oglądałam chyba dwa tygodnie temu w galerii. Wzięłam go do ręki. Niezbyt długi, srebrny łańcuszek, na którym wisiała piękna jaskółka ozdobiona niewielkimi srebrnymi kamykami. Na pierwszy rzut oka były zupełnie nie zauważalne. Trzeba było przyjrzeć się im bliżej.
Zastanawiałam się kto włamał się do mojego pokoju, i kto mógłby sprawić mi taki prezent. Musiał mnie wtedy obserwować. Musiał wiedzieć...
Wyszłam na balkon i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie zauważyłam. Z resztą tak jak zwykle. Usłyszałam krzyk mamy dobiegający z dołu.
- Elle! Schodź już! Wyjeżdżamy! - przewróciłam oczami na jej słowa. Rodzice byli strasznie samolubni. Nie dbali o moją opinię w jakiejkolwiek sprawie. Moje zdanie się nie liczyło i nie miało na nic wpływu. Powolnym krokiem schodziłam po schodach. Chciałam jak najbardziej opóźnić tę chwilę. Nie chciałam stąd wyjeżdżać. Wyszłam na ganek i zamknęłam drzwi na klucz, który został zostawiony na stoliku obok. Otworzyłam drzwi do samochodu i umościłam się na siedzeniu pasażera z tyłu. Zamknęłam oczy. Słyszałam jak tata daje ostatnie reprymendy facetowi, który miał prowadzić ciężarówkę ze wszystkimi naszymi rzeczami. Usłyszałam huk zamykanych drzwi. Cała nasza trójka znajdowała się już w aucie. Wyczerpałam wszystkie pomysły opóźnienia wyjazdu. Już nic nie dało się zrobić.  Wszystko przepadło. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że chciałabym wiedzieć gdzie został pochowany ten chłopak zastrzelony w lesie. Na pewno ma rodzinę, która się o niego martwi chyba, że "K" w ogóle nie miał zamiaru informować jego bliskich o śmierci. Zakopał go zapewne w lesie pod jakimś drzewem. Czy miał wyrzuty sumienia? 
Z pewnością robił podobne rzeczy już wcześniej. To nie było dla niego niczym nowym. Jest bezuczuciowy i zabije każdego bez żadnych skrupułów. Znalazłam jedyny plus przeprowadzki. O n  nie będzie wiedział gdzie się podziałam. Nie wpadnie na to gdzie się znajduję. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Poczułam wibracje spowodowane uruchomieniem silnika. Odwróciłam się ostatni raz w stronę mojego byłego już domu. Zauważyłam kogoś. Potężna sylwetka stała na ganku bacznie się we mnie wpatrując.Rozpoznałam ją.
To był Harry.
Jego roztrzepane włosy mogłabym rozpoznać z odległości większej niż kilometr. Ręce schowane miał do kieszeni zimowej kurtki. Ruszyliśmy. Rodzice niczego nie zauważyli. Obrzuciłam go jeszcze ostatnim spojrzeniem i delikatnie pomachałam. Ku mojego zaskoczeniu odmachał. Stał w tym samym miejscu dopóki nie znikł z mojego pola widzenia. Teraz to już na pewno wszystko się skończyło. Byłam tego pewna. Mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go. 


To, że wyjeżdżasz nic nie zmienia. Nadal widzę każdy Twój krok i zawszę będę o jeden przed Tobą. Zapamiętaj to Elle. Przede mną nie uciekniesz.
                                                                                                         K.




***
A więc kolejny rozdział już za nami. Mam nadzieję, że się Wam podobał. Już ostatni tydzień szkoły! Nie mogę doczekać się wakacji. ^^
Jak zwykle liczę na Wasze komentarze! xoxo

6 komentarzy:

  1. Rozdzial swietny, genialny, boski. No brak mi slow. :) Z niecierpliwoscia czekam na next. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze przepiękny!!!
    Kocham to opowiadanie!!!
    Chciałabym wreszcie wiedzieć kto jest "K".
    Życzę weny!!!
    Claudia xx.

    OdpowiedzUsuń
  3. Już dłużej nie wytrzymam w takiej niepewności! Potrzebuję odpowiedzi!
    Świetnie piszesz, strasznie zazdroszczę Ci talentu.
    Pozdrawiam i życzę weny słonko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to już 27... Mam nadzieję, że pociągniesz to jeszcze dużo dalej.
    Całuski! xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże! Cudowny! Czytam dopiero od nie dawna ale ta historia zupełnie mnie pochłonęła!
    Oby tak dalej kochana!
    Pozdrawiam. x

    OdpowiedzUsuń
  6. Rany, ten K jest przerażający. I dlaczego uważam, że ten K to Kylie? I że właśnie powiedziała swojemu prześladowcy gdzie wyjeżdża?

    http://fifty-shades-of-harry-styles.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń