niedziela, 29 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 28

Usunęłam wiadomość i schowałam telefon do kieszeni spodni. Czy to oznaczało, że już nigdy nie uwolnię się od mojego prześladowcy? Cały czas będę musiała odwracać się za siebie aby upewnić się, czy nikt za mną nie idzie? Spojrzałam w stronę szyby. Budynki mieszkalne powoli znikały, a w ich miejsce pojawiały się coraz gęstsze lasy i gdzie, nie gdzie pola uprawne. To był znak, że wyjeżdżamy już z Londynu i kierujemy się do zupełnie innej rzeczywistości i mentalności. Dziwię się moim rodzicom, że tak często zmieniają mi szkołę skoro jestem już w ostatniej klasie liceum. Jak widać bardzo ich to obchodzi. Dotknęłam zawieszki naszyjnika spoczywającego na mojej klatce piersiowej. Czy jest to możliwe aby Harry aż tak bardzo się wykosztował? Nie miałam pojęcia dlaczego podarował mi coś aż tak bardzo drogocennego i co chciał przez co przekazać. Wiedział, że wyjeżdżam.
Wszyscy naokoło zapewne  zostali o tym poinformowani tylko nie ja.
Nadal nie rozgryzłam czym zajmuje się Harry oraz co dokładnie ma ze mną wspólnego. Słyszałam ostatnio w wiadomościach w telewizji o rosnącej ilości gangów w Wielkiej Brytanii. Zajmują się one głównie nielegalnym sprowadzaniem samochodów z zagranicy oraz handlem narkotykami. Słyszało się też o wyłudzaniu haraczu. Praktycznie od lat '90 prowadzą między sobą wojny o kontrolę szlaków narkotykowych do Stanów Zjednoczonych. Dowiedziałam się, że w Londynie nadal działa jeden z setów największego gangu Los Angeles - Cripset.  Myślałam, że zupełnie zwariowałam. Otworzyłam przeglądarkę w moim telefonie. Wpisałam kilka haseł. Kiedy przeczytałam wystarczająco dużo zabrakło mi powietrza do oddychania. Jednak nie zwariowałam. Informacje zamieszczone w internecie idealnie opisywały tych ludzi, z którymi miałam już styczność. Przypomniałam sobie jakie buty mieli ci faceci, którzy dotkliwie pobili Liama.  Były to buty marki British Knights. Wyczytałam, że są one charakterystyczne dla członków tej grupy.
 Nagle nic nie znaczące szczegóły zaczęły układać się w coś logicznego. Niebieskie fragmenty, błękitne bandany zwisające z kieszeni spodni. Wiedziałam już kim jest "".
Dotąd nie miałam pojęcia z kim zadarłam. Tak właściwie to z kim zadarli moi rodzice. Jeżeli byli winni kasę Crips'om to naprawdę mamy się czego obawiać. Próbowałam się uspokoić. Policzyć do dziesięciu.
Myślałam, że to niezbyt rozbudowana szajka facetów z bronią. Było o wiele gorzej. Zastanawiałam się tylko dlaczego "K" nie zabił mnie przez ten cały czas. Mógł to spokojnie uczynić. Wpisałam w przeglądarkę jeszcze jedno hasło - " Szef gangu Crips". Czekałam w napięciu aż strona się załaduje. Kiedy to się stało zachłannie zaczęłam czytać tekst.

"Crips to jeden z największych gangów ulicznych w Los Angeles. Jego wpływy sięgają aż do Europy. Szef grupy nie jest nikomu znany. Nigdy nie widziano go na żadnej akcji czy wymianie towaru. Na jego temat krążą nawet miejscowe legendy. Znakiem rozpoznawczym lidera ugrupowania jest litera K. W ciągu ostatniego roku siedzibę swojego gangu przeniósł na obrzeża Londynu. Dokładne miejsce nie jest nikomu znane. Londyńska policja sprowadziła do miasta najlepszych detektywów z wydziału do walki z Przestępczością Narkotykową. Już niedługo Londyn zaczerpnie nowego, świeżego powietrza bez nadzoru żadnego z gangów. "



- Czy coś nie tak kochanie?  - z transu wybudziła mnie moja matka.
- Nie, wszystko w porządku.- odparłam. 
- Wyglądasz jakoś blado. - nie dawała za wygraną. Spojrzałam na nią. Siedziała odwrócona do mnie tyłem.   Obserwowała mnie w lusterku samochodowym. Uśmiechnęłam się lekko i powróciłam do mojej poprzedniej czynności uznając rozmowę za zakończoną. 
 Czyli "K" jest jeszcze groźniejszy niż myślałam. Mój puls nadal był przyspieszony. Miałam przed sobą jeszcze ponad godzinę drogi, postanowiłam się trochę przespać. 
Zamknęłam oczy, a sen przyszedł natychmiastowo.

- Elle, wstawaj. Już jesteśmy. - obudził mnie szorstki głos mojego ojca. Leniwie otworzyłam oczy.    Faktycznie już dojechaliśmy. Wstałam i wyszłam na chodnik posypany piachem i solą. Stałam przed moim starym domem. Nic się nie zmieniło. Wszystko było identyczne. Pierwsze na co wpadłam to niezwłoczne odwiedziny Summer, która mieszkała kilka przecznic stąd. Lecz przypomniałam sobie, że od ponad dwóch miesięcy nie odpisuje na moje sms'y ani nie odbiera moich telefonów. Nie wiem co się stało. Ja nic złego nie zrobiłam. Chyba...
Po wyciągnięciu mojej walizki z bagażnika samochodu udałam się do domu. Kiedy weszłam do środka ten sam znajomy zapach zagościł wokół mnie. Uwielbiałam go. Pospiesznie zdjęłam buty i udałam się wprost do mojego pokoju. Otworzyłam już lekko skrzypiące drzwi, a uśmiech sam zawitał na mojej twarzy. Pomimo braku mebli czułam się wspaniale. Pomieszczenie było minimalnie mniejsze od tego w Londynie ale zdecydowanie było bardziej "przyjazne". Nad miejscem, w którym stało niegdyś łóżko nadal wisiały małe lampeczki, których widocznie zapomniałam zdjąć przed wyjazdem. Ściany były koloru miętowego. Nie wiem dlaczego ale lubiłam ten kolor. Przypominał mi moje niedzielne wypady z Sumi do lodziarni. Zawsze brałam duże lody miętowe, a ona dziwiła się, że można lubić ten smak i brała kilka gałek ciasteczkowych.
Na samo to wspomnienie poczułam ukłucie w sercu. Musiałam to z nią wyjaśnić. Nie mogłam tak tego zostawić. Usłyszałam wołanie mamy z dołu. Musiałam pomóc przy wypakowywaniu naszych mebli. Ubrałam się i wyszłam na dwór gdzie stała zaparkowana już duża ciężarówka z wielkim napisem "PRZEPROWADZKI". Przewróciłam oczami na całą tą okoliczność i ruszyłam do taty, który dyskutował już z kierowcą pojazdu. Stanęłam obok niego i przyjrzałam się mężczyźnie. Niby nic zwyczajnego ale coś jednak nie grało. Cofnęłam się do tyłu i odwróciłam. Wyjęłam telefon i przeanalizowałam ostatnią stronę. Były na niej zdjęcia członków gangu uwolnionych z więzienia za kaucją. Większość była w moim wieku co bardzo mnie zdziwiło. Zauważyłam coś. Na przedostatniej pozycji. Zdjęcie naszego kierowcy. 

"Stanley Washington. Osadzony w zakładzie karnym w roku 2012 za liczne rozboje i handel bronią. Zwolniony tymczasowo za wpłatą kaucji w sumie 500.000£ w roku 2013"

Czy to był jakiś żart?! To nie dzieje się naprawdę!
Spojrzałam jeszcze raz na fotografię i odwróciwszy się porównałam ją z obrazem przede mną. To był on. Nie miałam cienia wątpliwości. Nie wiedziałam co robić. Nie mogłam zachowywać się podejrzanie. Na bank został wysłany przez " K " Tylko w jakim celu? Mój ojciec zachowywał się w pełni normalnie nie świadomy niebezpieczeństwa. Chłopak słuchał go lecz od czasu do czasu spoglądał na mnie. Udawałam, że przeglądam coś bardzo interesującego w telefonie lecz ukradkiem również mu się przypatrywałam. Był ubrany w roboczy strój. Trochę o ciemniejszej karnacji. Ogolony na łyso. Miał wyjątkowo niebieskie oczy. Gdyby nie był przestępcą mogłabym uznać go za w miarę przystojnego.  Postanowiłam poinformować o wszystkim matkę. Weszłam do domu, a kiedy zatrzasnęłam za sobą drzwi biegiem ruszyłam w poszukiwaniu rodzicielki. Znalazłam ją w kuchni rozkładającą talerze na półkę. 
- Mamo! - krzyknęłam szeptem.
- Co się dzieje? - spytała zdezorientowana.
- On tu kogoś wysłał! - nadal szeptałam pobudzona.
- Kto? Elle uspokój się nie mam ochoty na żarty. - odparła.
- To nie żart! Człowiek u którego macie dług przysłał tu kogoś! To ten chłopak od ciężarówki! 
- Nie przesadzaj Elle, to nie możliwe. Tutaj jesteśmy bezpieczni. - odpowiedziała śmiejąc się pod nosem. Już nikt mi nie wierzył. Nie wiem dlaczego. Zwykle nie kłamałam. Nie mogłam tak stać bezczynnie kiedy w każdej chwili ten koleś mógłby nam podłożyć jakąś bombę czy coś. 
- Elle! - usłyszałam głos ojca. - Miałaś mi pomóc!
- Już idę! - krzyknęłam. Kiedy wyszłam ponownie na dwór niektóre meble były już rozładowane. 
- Oh, już jesteś. Przenieś proszę cię ten stół do salonu. Stanley ci pomoże. - Oddech uwiązł mi w gardle. Dlaczego on mi to robi? Spojrzałam niepewnie w stronę chłopaka. Patrzył się na mnie. Miał czelność nawet podać swoje prawdziwe imię. Podeszłam do niego i chwyciłam brzeg stołu oklejony taśmami. Z trudem przeniosłam mebel we wskazane miejsce i miałam wrócić z powrotem do ojca. Czyjaś ręka stanowczo mnie przed tym powstrzymała. Odwróciłam się szybko. To był Stanley. Patrzył się tym swoim przenikliwym wzrokiem. Po chwili powiedział.
- Wiesz kim jestem, brawo. Niech to zostanie naszą małą tajemnicą. No chyba, że bardzo chcesz abym użył swojej zabawki. - mówiąc to odpiął kurtkę. Ujrzałam pistolet. Z pewnością nabity. Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle. Ten chłopak był nieobliczalny. Był niebezpieczny. - Prawie bym o czymś zapomniał. Proszę, to dla ciebie Elle. - wręczył mi białą, niewielką kopertę. 
Na jej wierzchu napisane było moje imię.



***
[ Informacje dotyczące gangu Crips są rzeczywiste, niektóre zmienione na potrzebę opowiadania, zaczerpnięte stąd: 
http://pl.wikipedia.org/wiki/Crips ]

Nareszcie wakacje! Już ledwo wytrzymywałam w ostatnich dniach szkoły. Mam nadzieję, że początek wolnego
 spędzacie aktywniej niż ja... :) 
Jak ten czas szybko leci, już rozdział 28. Cieszę się, że jesteście ze mną już tak długo. Pisząc ten post przeczytałam naprawdę wiele artykułów dotyczących gangów, sposobów "transakcji" itd. 
Dzięki temu rozdział jest bardziej kryminalny ;)
Mam nadzieję, że się Wam spodobał. xoxo



piątek, 20 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 27

Nie dowierzałam w to co usłyszałam. Poukładałam sobie już wszystkie sprawy tutaj, w Londynie i kiedy moje życie towarzyskie zaczyna wychodzić na prostą to muszę wyjechać. Z drugiej strony wraz z moją przeprowadzką  upuściłabym "K" oraz  Harry'ego. Podczas tych kilku poprzednich miesięcy "spokoju" stwierdziłam, że moje życie pochłonięte było rutyną. O n i   uzależnili mnie od siebie. Byłam owładnięta emocjami, które mi dostarczali. Uczuciami, które we mnie wywoływali. Które  o n wywoływał...
Postać Harry'ego w moim życiu pomimo wszystkich tych negatywnych rzeczy odgrywa bardzo wielką rolę. Chciałabym poznać go. Zostać wtajemniczoną w jego codzienność. On pojawia się, wywołuje burzę w mojej głowie i znika. Tak po prostu. Pragnę stawiać małe kroki, powoli dążyć do celu. Na drodze staje mi ten nie okrzesany chłopak i wszystko się wali. Lecz ja nie jestem wściekła, jestem mu wdzięczna. Pokazuje mi co może się dziać jeżeli popuszczę trochę wodze. I nagle miałabym to wszystko zostawić?
Miałabym zostawić   j e g o?

Odwróciłam się tyłem do matki i zmierzałam w kierunku, z którego przyszłam. W oddali usłyszałam jeszcze informację, że mam się spakować i za trzy godziny wyjeżdżamy. Weszłam do pokoju. Wyjęłam moją walizkę i nie patrząc na nic zaczęłam byle jak wrzucać wszystkie moje ubrania do jej wnętrza. Uporałam się z tym dość szybko. Zostały mi dwie godziny aby poukładać wszystko zanim wyjadę. Przebrałam się z prędkością światła i wybiegłam na ulicę. Był piękny słoneczny poranek. Płatki śniegu odbijały światło migocząc. Szłam szybkim krokiem w stronę domu Chloe. Musiałam jej wszystko wytłumaczyć i jeszcze raz przeprosić. Ulice były puste. Było to dość dziwne ze względu na to, że jest sobota. Kiedy w końcu dotarłam, zostało mi półtorej godziny. Zapukałam, a kilka sekund po, w drzwiach stała moja przyjaciółka. Miała podkrążone oczy i zmęczone rysy twarzy. Uśmiechnęłam się lekko. Ta ruchem ręki zaprosiła mnie do środka. Zdjęłam moją kurtkę i buty. Zaprowadziła mnie do pokoju. Nadal nie odezwała się do mnie chociażby słowem. Usiadła na łóżku bacznie mi się przyglądając. Postanowiłam przerwać tę ciszę.
- Chloe, tak bardzo cię przepraszam. Nie powinnam cię okłamywać. To było nie w porządku.
- Myślałam nad tym, wiesz? Też nie byłam ideałem. Ale teraz jesteśmy kwita, nie? - zapytała z nadzieją.
- Oczywiście. - po tych słowach rzuciłam się jej na szyję. Trwałyśmy w objęciu już dłuższą chwilę dopóki nie przypomniałam sobie o tak krótkim czasie jaki został mi do wykorzystania. Wyprostowałam się i spojrzałam jej prosto w oczy.
- Wiesz, bo ja muszę wyjechać. - czekałam na jej reakcję.
- Jednak to prawda... - powiedziała cicho.
- Wiedziałaś? Skąd? - zapytałam zdezorientowana.
- Liam mi o czymś takim wspominał, lecz nie wierzyłam mu.
- Dowiedziałam się o tym dopiero dzisiaj rano... - oznajmiłam.
- Ja nie mogę wyjaśnić ci wszystkiego. To nie moja rola. Wiesz, że będę tęskniła.- nie odpowiedziałam. Przytuliłam ją jeszcze raz i bez słowa wyszłam z pokoju udając się do wyjścia. Nie chciałam aby widziała jak się rozklejam. Zimny podmuch wiatru przeszył moją sylwetkę. Została mi godzina. Zastanowiłam się chwilę po czym udałam się w bardzo dobrze znane mi miejsce. Po dwudziestu minutach byłam nad strumykiem. Powierzchnia wody była pokryta lodem. Stałam w tym samym miejscu gdzie kilka miesięcy temu.
Jednak brakowało mi czegoś. Kogoś...
Otarłam łzę, która uformowała się w kąciku mojego oka. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Odblokowałam go i przeczytałam wiadomość.

Wracaj już do domu. Za 30min wyjeżdżamy! 
                                          
                                                                                                           Mama.

Wróciłam do rzeczywistości. Nie mogłam się tak rozklejać. W końcu wracałam tam gdzie tak na prawdę był mój dom. Do przyjaciół i znajomych. Mówiąc to sobie nie byłam przekonana czy aby na pewno tak 
uważam. Wróciłam do mieszkania gdzie jak zwykle panował chaos. Przedarłam się przez stertę pudeł i kartonów próbując znaleźć rodziców. Biegali w tą i z powrotem starając się wszystko ogarnąć. Kiedy w końcu mnie zauważyli poprosili abym pomogła zanieść im to wszystko do ciężarówki. Wzięłam jedno pudło, które zdawało się ważyć ponad dziesięć kilogramów i wyszłam na zewnątrz. Jak zwykle było strasznie zimno. Śnieg skrzypiał pod ciężarem moich stóp. Zapakowałam karton.
- Oh, Elle!- usłyszałam. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się nie kto inny jak Kylie. Poznałam go na imprezie zorganizowanej przez Summer. Podwoził mnie z peronu i odwiózł mnie z powrotem do domu. Wtedy też go pocałowałam. Na samo to wspomnienie mały uśmiech wpełzł na moją twarz.
- Kyle. Jak miło cię znowu widzieć. Co tu robisz?
- Przyjechałem do kumpla w odwiedziny. A ty? Wyjeżdżasz już na wakacje? - zapytał z nutką rozbawienia.
- Nie, przeprowadzam się. - odpowiedziałam zrezygnowana.
- Oh, a gdzie? Gdzieś nie daleko?
- Nie, do Holmes Chapel. To około godzinę stąd pociągiem.
- Szkoda, gdybyś została tutaj nie odpędziłabyś się ode mnie. - zaśmiałam się cicho.
- Uwierz mi, ja również żałuję. Ale możesz kiedyś wpaść do mnie. Skontaktowalibyśmy się jakoś.
  Masz mój numer?
- Tak, Summer dała mi wtedy na plaży. Więc na pewno zadzwonię. - powiedziawszy to puścił mi oczko i odszedł powolnym krokiem. 
W końcu uporałam się ze wszystkimi pakunkami. Zniosłam walizki i ostatnie rzeczy. Byliśmy gotowi do przyjazdu. Moi rodzice kręcili się jeszcze przy samochodzie. Postanowiłam ostatni raz pójść do mojego pokoju do, którego zdążyłam się już przywiązać. Uchyliłam delikatnie drzwi. Wszystko byłoby tak jak godzinę temu gdyby na środku nie leżałby mały, kwadratowy pakunek. Zdziwiona wzięłam go do ręki i otworzyłam. Myślałam, że zapewne coś wypadło podczas przenoszenia pudeł. Myliłam się. 
Moim oczom ukazał się identyczny naszyjnik jak ten, który oglądałam chyba dwa tygodnie temu w galerii. Wzięłam go do ręki. Niezbyt długi, srebrny łańcuszek, na którym wisiała piękna jaskółka ozdobiona niewielkimi srebrnymi kamykami. Na pierwszy rzut oka były zupełnie nie zauważalne. Trzeba było przyjrzeć się im bliżej.
Zastanawiałam się kto włamał się do mojego pokoju, i kto mógłby sprawić mi taki prezent. Musiał mnie wtedy obserwować. Musiał wiedzieć...
Wyszłam na balkon i rozejrzałam się dookoła. Nikogo nie zauważyłam. Z resztą tak jak zwykle. Usłyszałam krzyk mamy dobiegający z dołu.
- Elle! Schodź już! Wyjeżdżamy! - przewróciłam oczami na jej słowa. Rodzice byli strasznie samolubni. Nie dbali o moją opinię w jakiejkolwiek sprawie. Moje zdanie się nie liczyło i nie miało na nic wpływu. Powolnym krokiem schodziłam po schodach. Chciałam jak najbardziej opóźnić tę chwilę. Nie chciałam stąd wyjeżdżać. Wyszłam na ganek i zamknęłam drzwi na klucz, który został zostawiony na stoliku obok. Otworzyłam drzwi do samochodu i umościłam się na siedzeniu pasażera z tyłu. Zamknęłam oczy. Słyszałam jak tata daje ostatnie reprymendy facetowi, który miał prowadzić ciężarówkę ze wszystkimi naszymi rzeczami. Usłyszałam huk zamykanych drzwi. Cała nasza trójka znajdowała się już w aucie. Wyczerpałam wszystkie pomysły opóźnienia wyjazdu. Już nic nie dało się zrobić.  Wszystko przepadło. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że chciałabym wiedzieć gdzie został pochowany ten chłopak zastrzelony w lesie. Na pewno ma rodzinę, która się o niego martwi chyba, że "K" w ogóle nie miał zamiaru informować jego bliskich o śmierci. Zakopał go zapewne w lesie pod jakimś drzewem. Czy miał wyrzuty sumienia? 
Z pewnością robił podobne rzeczy już wcześniej. To nie było dla niego niczym nowym. Jest bezuczuciowy i zabije każdego bez żadnych skrupułów. Znalazłam jedyny plus przeprowadzki. O n  nie będzie wiedział gdzie się podziałam. Nie wpadnie na to gdzie się znajduję. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Poczułam wibracje spowodowane uruchomieniem silnika. Odwróciłam się ostatni raz w stronę mojego byłego już domu. Zauważyłam kogoś. Potężna sylwetka stała na ganku bacznie się we mnie wpatrując.Rozpoznałam ją.
To był Harry.
Jego roztrzepane włosy mogłabym rozpoznać z odległości większej niż kilometr. Ręce schowane miał do kieszeni zimowej kurtki. Ruszyliśmy. Rodzice niczego nie zauważyli. Obrzuciłam go jeszcze ostatnim spojrzeniem i delikatnie pomachałam. Ku mojego zaskoczeniu odmachał. Stał w tym samym miejscu dopóki nie znikł z mojego pola widzenia. Teraz to już na pewno wszystko się skończyło. Byłam tego pewna. Mój telefon zaczął wibrować. Wyjęłam go. 


To, że wyjeżdżasz nic nie zmienia. Nadal widzę każdy Twój krok i zawszę będę o jeden przed Tobą. Zapamiętaj to Elle. Przede mną nie uciekniesz.
                                                                                                         K.




***
A więc kolejny rozdział już za nami. Mam nadzieję, że się Wam podobał. Już ostatni tydzień szkoły! Nie mogę doczekać się wakacji. ^^
Jak zwykle liczę na Wasze komentarze! xoxo

niedziela, 15 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 26

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia.  Przypomniałam sobie o moim zamówieniu. No cóż, trudno. Gorącej czekolady napiję się w domu. Kiedy znalazłam się na zewnątrz budynku lodowaty podmuch wiatru przeszył mnie na wylot. Okryłam się szczelniej. Rozejrzałam się dookoła. Nic podejrzanego nie zauważyłam. Szłam przed siebie, kierując się w stronę najbliższego przystanku autobusowego. Nie chciało mi się teraz włóczyć do domu. Po kilkunastu minutach marszu stwierdziłam, że nie mam pojęcia gdzie się tak właściwie znajduję. Śnieg już dawno przysypał moje ślady. Nie miałam jak wrócić  z powrotem. Stres dał o sobie znać. Zaczęłam szybciej oddychać. Próbowałam się opanować, lecz na marne. Szłam wzdłuż jakieś ulicy rozglądając się za jakimkolwiek znakiem. Nagle usłyszałam podniesione głosy. Byli to z pewnością mężczyźni. Nieźle wkurzeni. Nie dbali o to, że ktoś może ich usłyszeć. Powinni...
Umysł podpowiadał mi abym uciekała od nich jak najdalej i jak najszybciej. Niestety posiadałam też ciekawość. Ta było silniejsza od rozumu.
Podeszłam bliżej. Znajdowałam się na rogu ulic. Latarnie w tym miejscu nie świeciły. Jedyne światło dawał mi księżyc. Bałam się wyłonić. Obawiałam się, że mnie zauważą. Nie byliby zadowoleni. Przypomniała mi się sytuacja z przed kilku godzin. Przez moją lekkomyślność byłam świadkiem zabójstwa. Wycofałam się i ruszyłam w przeciwną stronę. Słyszałam w oddali czyjeś krzyki - kobiety. Płakała. Pomimo odległości dało się to wyraźnie słyszeć. Wmawiałam sobie, że to nie moja sprawa. Z pewnością odeszłabym gdyby głos ten nie byłby mi dziwnie znany. Podbiegłam w stronę głosów. Wyłoniłam się powoli zza rogu. Moim oczom ukazała się roztrzęsiona Chloe. Stała tyłem do mnie. Widziałam  jeszcze czwórkę chłopaków. Jeden leżał zwinięty na ziemi. Jeden zadawał mu ciosy w brzuch. Przez co tamten głośno jęczał z bólu. Nie widziałam ich twarzy. Było zbyt ciemno. Pozostała dwójka stała obok Chloe trzymając ją za ramiona aby nie mogła się im wyślizgnąć i z pewnością popędzić do ledwo żyjącego chłopaka. Śmiali się. Stwierdziłam, że mieli dziwne poczucie humoru. Nie wiedziałam co mam zrobić. Już drugi raz w tym samym dniu znajduję się w takiej sytuacji. Tamtym razem nie zareagowałam i niewinna osoba została zastrzelona. Nie chciałam aby również ten chłopak podzielił losy poprzedniego. Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle. Postanowiłam działać. Zwrócić ich uwagę i odciągnąć od tymczasowego zajęcia. Dalej poszłabym na żywioł.
Nie miałam pojęcia od czego zacząć. 
- Przestańcie! Zadzwonię po policję! - krzyknęłam. Oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę. Zacisnęłam  mocno ręce. Na twarzy Chloe zauważyłam zdziwienie i widoczną troskę. Typy, które ją trzymały wyszczerzyły się szeroko. Wymienili się spojrzeniami i w oka mgnieniu zostałam pociągnięta przez jednego z nich w stronę chłopaka, który jeszcze chwilę temu bezlitośnie katował swoją ofiarę.  Stał w miejscu gdzie nie mogłam dostrzec chociażby jego oczu. Miałam przeczucie, że szeroko się uśmiecha. 
- Elle?! - usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki. Zignorowałam go. Spojrzałam na skulonego chłopaka leżącego nieopodal moich stóp. Jego twarz była posiniaczona i oblana krwią. Jego warga była mocno rozcięta. Widać było, że bardzo cierpi. Przypominał mi kogoś. Musiałam go już wcześniej poznać tylko nie miałam bladego pojęcia w jakich okolicznościach. Nawet nie próbowałam wyrywać się z mocnego uścisku jakim obdarzał mnie ten koleś. Tak swoją drogą wyglądał on na może o rok ode mnie starszego. 
- A więc Elle, tak? - odezwał się w końcu sprawca zamieszania.  Przeskanowałam wszystkie moje wspomnienia aby dowiedzieć się kto jest właścicielem tego głosu. Byłam niemal pewna, że go znam albo gdzieś słyszałam. Widziałam tylko niewyraźne  zarysy jego postaci, która i tak niezbyt wiele mi mówiła. 
- Odpowiedz jak do ciebie mówię. - warknął. 
- Tak. - szepnęłam cicho. W jednej sekundzie cała moja odwaga magicznie wyparowała. Plan, który sobie wymyśliłam nie wypalił. Byłam w dupie...
- Masz wielkie szczęście. - odparł leniwie. 
- Dlaczego? - zapytałam zaciekawiona. 
- Powinnaś być już dawno martwa kotku. - wytrzeszczyłam oczy. Nie miałam pojęcia o czym on gada. 
- Co? - zapytałam przerażona.
- Dobrze mnie słyszałaś. Jednak mam wyraźny zakaz co do ciebie. Popsułaś mi całą zabawę. 
- Jaki zakaz? - nie potrafiłam się oprzeć, przed zadawaniem kolejnych pytań.
- Chcesz za dużo wiedzieć. Powiedzmy, że masz dzisiaj szczęście. Ty i twoi przyjaciele. - powiedziawszy to przeszedł obok mnie, a wraz z nim pozostała dwójka jego kolegów. - Wesołych świąt Elle. - rzekł na odchodne i wsiadł do dużego terenowego samochodu. Po chwili odjechał z piskiem opon. Rzuciłam się w stronę nadal nieruchomej Chloe. Ocknęła się i skierowałyśmy się do obolałego chłopaka. Pomogłyśmy mu wstać. Był na prawdę nieźle poobijany, to mało powiedziane - był skatowany. Miejsce, w którym leżał usłane było dużą ilością krwi pochodzącej z jego ran. 
- Samochód mam po drugiej stronie ulicy. Weź kluczyki i podjedź ok? - zapytała mnie grzecznie. Skinęłam głową i popędziłam w stronę wskazaną przez Chloe. Nacisnęłam przycisk  na kluczu i niedaleko mnie zamrugały światła auta. Otworzyłam drzwi od zwykłego Nissana i wsiadłam. Odpaliłam silnik i zmierzałam w drogę powrotną. Po umieszczeniu chłopaka na tylnych siedzeniach w końcu mogłam zamienić słowo z nadal roztrzęsioną dziewczyną. 
- No to co mi powiesz? - zaczęłam niepewnie. 
- Elle, to nie jest tak proste do wyjaśnienia. - powiedziała wciąż patrząc na drogę. 
- No to chociaż zdradź kim jest ten chłopak. 
- To Liam, my jesteśmy parą. - zaniemówiłam. Nie wspominała aby z kimkolwiek się w ogóle spotykała. 
- Nie wnikam w to. - odpowiedziałam lekko obruszona. 
- Elle, nie gniewaj się. Nie mogłam ci powiedzieć. Harry mi stanowczo - zacięła się. 
- Co?! Harry co?!  - ryknęłam.
- Nie powinnam w ogóle zaczynać tej rozmowy. Sam pewnie prędzej czy później ci o wszystkim opowie.
- Super, nie wiedziałam, że mamy przed sobą takie tajemnice. - powiedziałam i spojrzałam przez szybę.
- Elle. Ja też nie wiem skąd ten chłopak znał twoje imię jasne?! Też mi tego nie powiedziałaś!
- To jest zupełnie co innego! Ja nie mogłam dla twojego bezpieczeństwa!
- Ja też to robię dla twojej ochrony! - zapadła między nami grobowa cisza. W sumie miała rację. Też nie byłam do końca szczera z nią. Przez resztę drogi nie odzywałyśmy się do siebie. Niemal zapomniałam, że z tyłu leży konający chłopak. Zapewne wszystko to słyszał. Chloe zaparkowała pod moim domem. Nawet się ze mną nie pożegnała. Stałam tak przy drodze jeszcze przez pięć minut. Nie miałam ochoty wracać i wysłuchiwać reprymendy od moich rodziców choć najprawdopodobniej już śpią. O dziwo drzwi były otwarte. Weszłam i delikatnie je zamknęłam. Zostawiłam moją kurtkę i zdjęłam buty. Udałam się w stronę salonu. Przywitał mnie tylko ogień radośnie buchający wewnątrz kominka. Zrobiłam sobie wcześniej obiecaną czekoladę i usiadłam w fotelu naprzeciw źródła ciepła. Rozmyślałam nad wszystkim co przytrafiło mi się tego dnia. Był z pewnością najbardziej pechowym w moim życiu. Zastanawiałam się czy nie zostanę pociągnięta do jakieś kary za to, że nie zgłosiłam tego morderstwa. Nie mogłam. Jeślibym to zrobiła moja rodzina byłaby już najprawdopodobniej martwa. Co do tego chłopaka, któremu popsułam zabawę. Skąd  o mnie cokolwiek wiedział? I kto dał mu ten pieprzony zakaz? Wszystko wydawało się zbyt skomplikowane. Zbyt zagmatwane. Odłożyłam brudny kubek do zlewu i udałam się na górę, prosto do mojego pokoju. Nie włączałam nawet światła. Zapewne pozbawiło by mnie wzroku. Przyzwyczaiłam się już do ciemności. Przebrałam się w byle jakie ubrania i wślizgnęłam pod kołdrę. Spojrzałam jeszcze na mój telefon, który wcześniej odłożyłam na szafkę nocną. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam go. Wystukałam kilka wyrazów na ekranie. Powinnam to zrobić. 


Jak czuje się Twój chłopak? Mam nadzieję, że szybko wyzdrowieje. Przepraszam Cię tak bardzo.

                                                                                                                                      Elle.

Po wysłaniu sms'a do Chloe zamknęłam moje oczy. Nareszcie mogłam zasnąć. 

Obudziły mnie wyraźne odgłosy krzątaniny. Wstałam leniwie i wyszłam z pokoju. Przeciągając się zmierzałam w stronę źródła dźwięków. To byli moi rodzice. Pakowali wszystkie rzeczy z półek, z szaf do dużych tekturowych kartonów. Nie miałam pojęcia o co może chodzić. 
- Mamo? - zapytała chcąc zwrócić jej uwagę. Odwróciła się do mnie zmieszana.
- Oh, już wstałaś. Dlaczego nie zostałaś na noc u Luke'a? 
- To nie jest teraz najważniejsze. Co się dzieje?
- Kochanie, wiem, że to zapewne popsuje wszystkie twoje plany. Nie zamierzaliśmy tego. 
- Przejdziesz do sedna? - zapytała już lekko poddenerwowana.
- Wyjeżdżamy do Holmes Chapel kochanie. 


***

Dziękuję za ostatnie komentarze. Liczę, że ten rozdział zostanie zaliczony do
 tych  u d a n y c h . :)
Zostało 12 dni do WAKACJI! Trzymam kciuki za Wasze oceny! xoxo

sobota, 7 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 25


Moja psychika była w opłakanym stanie. Krążyłam po pokoju Luke'a od kilkunastu minut próbując wszystko sobie poukładać i zrozumieć. Została jeszcze tylko jedna rzecz. Musiałam przywiesić ponownie wszystkie zdjęcia i mapki. Tyle, na ile to było możliwe doprowadziłam tablicę do dawnego wyglądu. Nie chciałam pozostać w tym mieszkaniu ani sekundy dłużej. Wzięłam swoją torbę i udałam się do wyjścia gasząc za sobą wszystkie światła. Kiedy miałam chwycić za klamkę ktoś uderzył w drzwi z zewnątrz. Gwałtownie odsunęłam się od nich na jakiś metr. Wpatrywałam się w nie. Walenie nie ustawało. Pewna osoba próbowała wyważyć drzwi. Mój puls przyspieszył. Dobrze, że po wyjściu Luke'a zasunęłam zasuwę inaczej byłoby pewnie już po mnie. Nagle nastała cisza. Nie na długo.
- Wiem, że tam jesteś skurwysynu! - usłyszałam donośny głos należący z pewnością do mężczyzny. Powoli wycofywałam się do tyłu. Modliłam się aby tylko o nic się nie potknąć. Prośby poszły na marne. Oczywiście musiałam trącić łokciem wazon stojący na drewnianym stole. Huk rozszedł się po całym mieszkaniu. Zacisnęłam mocno moje dłonie. Stałam nieruchomo oczekując na cud, albo na to, iż nieznajomy podda się i odejdzie. Bałam się być sama. Nawet oddychanie sprawiało mi trudność. Nie słyszałam niczego oprócz chyba odgłosów telefonu. Znowu nic. Czekałam, lecz sama nie wiedziałam na co. Po chwili moja komórka zaczęła dzwonić. Zerwałam się z miejsca i szybko odrzuciłam połączenie nie patrząc nawet na to kto dzwoni. Natychmiastowo wyciszyłam aparat.
Mógł to być zwykły zbieg okoliczności albo...
Nie, to nie możliwe. Prawda? 
Nasłuchiwałam wszystkiego bardzo dokładnie. Ten facet już na pewno zorientował się, że ktoś jest w domu. Pytanie tylko co z tym faktem zrobi? Usłyszałam ciche oddalające się kroki. Odszedł. 
Poczułam wibracje w mojej dłoni. Dostałam wiadomość. Nie śpiesząc się otworzyłam ją.


Następnym razem nie poddam się tak łatwo. Lepiej abyś miała przy sobie jakiegoś księcia na białym koniu. Kolorowych snów kochanie! 

                                                                                                K.


To był   o n.  Dobijał się do mieszkania Luke'a. Oni muszą się znać. To nie miało żadnego logicznego wyjaśnienia. Nie wpadłam nawet na jakikolwiek trop. Wszystko się plątało. To było błędne koło. Bez końca. Odczekałam jeszcze dziesięć minut i wyszłam z mieszkania. Rozglądałam się wokół mnie badając każdy najmniejszy szczegół. Mróz spowodował dreszcze na moim ciele. 
Zęby zaczęły szczękać. Było na prawdę zimno.
Jedyne co mi chyba wtedy zostało to wrócić do domu. Była już północ. Światło latarni rzucało pomarańczowy cień na śnieg pod moimi nogami. Niebo pokryte było licznymi, srebrnymi kropkami. Opatuliłam się ciaśniej  szalikiem. Ulice były puste. Nikt nie miał ochoty pałętać się kiedy na zewnątrz było poniżej minus dwudziestu stopni. Nie musiałam się za to obawiać jakiś pijanych imprezowiczów ani innych osób, no oprócz jednej. Przechodziłam właśnie obok jednego z lokalnych barów. Postanowiłam, że nie zbawi mnie piętnaście minut w tą czy w tamtą stronę. Weszłam do środka. Uderzył mnie mocny zapach alkoholu lecz za to było znacznie cieplej. usiadłam przy jednym z wolnych stolików. Rozejrzałam się oceniając wystrój lokalu. Ściany pokryte były czerwoną tapetą. Wszędzie wisiały stare, amerykańskie rejestracje, obrazy, znaki drogowe. Po mojej prawej stronie, tuż obok wejścia znajdowała się długa, drewniana lada, a za nią półki pokryte niezliczoną ilością butelek różnorodnych trunków. Barman leniwie polerował białą szmatką jeden z kieliszków. Odwróciłam wzrok. Miałam lepsze rzeczy do oglądania. 
W kącie pomieszczenia, gdzie nie docierało praktycznie żadne światło lamp siedziały dwie osoby. Chłopak i dziewczyna. Pomimo złej lokalizacji widziałam, że jest ona blondynką. Bardzo smukłą blondynką. Na jej twarzy rozpościerał się ogromny uśmiech kiedy patrzyła na swojego partnera. Ten natomiast miał ją w głębokim poważaniu. Jego uwaga była w pełni poświęcona mojej osobie. Rumieniec wpełzł ślamazarnie na moje policzki. Usłyszałam ciche chrząknięcie przez co musiałam odwrócić głowę w stronę kelnera. 
- Czy życzy sobie pani coś do picia, jedzenia? - zapytał przesłodzonym głosem.
- Mogłabym prosić o gorącą czekoladę?
- Oczywiście, już podaję. - odszedł równie szybko jak się zjawił. Spojrzałam ponownie na wcześniej obserwowaną parę. Tym razem widziałam tylko dziewczynę. Po chwili zrozumiałam gdzie jest chłopak. 
Szedł w moim kierunku. Stawiał kroki powoli, z wielką dokładnością lecz wyglądało to tak jakby nie wkładał w to żadnego wysiłku. Miał na sobie czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę z długim rękawem. Jego brązowe oczy skanowały moją twarz. Nie czułam się zbyt komfortowo. Po chwili jednak uśmiechnął się. Zajął miejsce naprzeciwko mnie. Złożył ręce na stole, opierając na nich głowę. Nie miałam zielonego pojęcia jak powinnam zareagować. 
- Nie za późno na takie wyjście do baru? - zapytał. Niemalże poczułam wibracje z jego gardła kiedy wypowiadał te słowa. Przeszły mnie ciarki. Wmawiałam sobie, że to zapewne z zimna. 
- Ty też w nim jesteś. - stwierdziłam.
- Masz rację. - zaśmiał się delikatnie. - Jestem Jacob. A ty jak masz na imię? - uśmiechnął się życzliwie. Kiedy miałam mu odpowiedzieć telefon znajdujący się w mojej kieszeni zaczął wibrować. Cicho przepraszając przeczytałam wiadomość.



Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi Elle. Nawet nie wiesz kim są. 

                                                                                               K.


- Czy coś się stało? - odezwał się mój towarzysz. 
- Nie, zupełnie nic. Mam na imię Blair. - skłamałam. I tak nie miałam zamiaru ciągnąć dalej tej znajomości.
- A więc Blair, mieszkasz tutaj? - kontynuował naszą rozmowę dalej. 
- Przepraszam cię ogromnie ale chyba niestety muszę już wychodzić. -wstałam z miejsca i wzięłam płaszcz do ręki. Nie wiem dlaczego posłuchałam "K". 
Nie powinnam mu ufać.Nie powinnam ufać nikomu.
- Może cię odwieźć? - nie odpuszczał. Zaczęłam się coraz bardziej niepokoić. 
- Wydaje mi się, że twoja towarzyszka nie byłaby zachwycona tym pomysłem. 
- Ona mnie teraz nie obchodzi. 
- A powinna. Miło było cię poznać Jacob. - odwróciłam się do niego tyłem. W oddali usłyszałam tylko:
- Do zobaczenia - zaciął się - Blair. 


***
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mam teraz praktycznie ostatni tydzień pracy w szkole więc potem rozdziały będą dodawane bardziej "regularnie"
Mam nadzieję, że ten post przypadł Wam do gustu no i oczywiście liczę na Wasze komentarze! xoxo 

poniedziałek, 2 czerwca 2014

LIEBSTER AWARD

Serdecznie chciałam podziękować za nominację http://dontforgetwhereyoubelon.blogspot.com/.
Jest to dla mnie ogromne wyróżnienie. Jeszcze pare miesięcy temu nie spodziewałabym się, że mogę coś takiego tworzyć. Niezmiernie cieszy mnie to, że ktokolwiek czyta moją "twórczość".

NOMINACJE DO LIEBSTER AWARD JEST OTRZYMYWANA OD INNEGO BLOGERA  W  RAMACH  UZNANIA ZA   " ZA DOBRZE WYKONANĄ PRACĘ''.
*JEST  PRZYZNAWANA ONA DLA  BLOGÓW O MNIEJSZEJ LICZBIE  OBSERWATORÓW WIĘC  DAJE  MOŻLIWOŚĆ ROZPOWSZECHNIANIA BLOGA .
*PO  ODEBRANIU  NAGRODY  NALEŻY  ODPOWIEDZIEĆ NA  WSZYSTKIE  PYTANIA  OD  OSOBY  KTÓRA CIĘ  NOMINOWAŁA  . W  SUMIE TRZEBA ODPOWIEDZIEĆ NA 11 PYTAŃ .
*NASTĘPNIE TY NOMINUJESZ  11 OSÓB ( INFORMUJESZ ICH  O TYM!)  ORAZ  ZADAJESZ IM  11 PYTAŃ !
*NIE  WOLNO  CI  NOMINOWAĆ  BLOGA  KTÓRA CIĘ   NOMINOWAŁ .





NOMINUJĘ I GRATULUJĘ

http://babyfanfiction.blogspot.com/
http://intangible-fanfiction.blogspot.com/
http://shades-of-tomlinson-fanfiction.blogspot.com/



ODPOWIEDZI
1. Twoi idole?
Jak z resztą łatwo się domyślić >>> One Direction

2. Jak stałaś się Directionerką?
Dowiedziałam się od mojej koleżanki  o "pewnych chłopakach", którzy biorą udział w Brytyjskim X-Factor i tak to się zaczęło.

3. Kto jest Twoim ulubieńcem z 1D , i dlaczego on?
Wszystkich z chłopców darzę naprawdę silnym uczuciem. Lecz chyba najbardziej charakterem odzwierciedla mnie Harry. 

4. Ulubiony kolor?
Muślinowy turkus :)

5. Uprawiasz jakiś sport?
Tak, od 5 lat jeżdżę konno.

6. Masz jakiś cel w życiu? Jak tak to jaki?
Moim jedynym celem jak na razie to przede wszystkim bycie szczęśliwą i spełnianie swoich marzeń. Jednym z takich "postanowień" było pisanie fanfiction.

7. Skąd jesteś?
Warszafka

8. Twoje największe marzenie?
Pójść na koncert chłopców i wziąć udział w Cavaliadzie.

9. W jakim kraju/ mieście chciałabyś mieszkać?
Sądzę, że chciałabym zatrzymać się w Warszawie, ale jeśli nie, to zdecydowanie ciągnie mnie do Londynu.

10. Jakiej piosenki mogłabyś słuchać na okrągło?
Elle Eyer - Deeper

11. Co byś zrobiła gdybyś dowiedziała się, że jedziesz na koncert swoich idoli?
Zadzwoniłabym do radia i opowiadała jak cudownie się czuję :)



MOJE PYTANIA

1. Co skłoniło Cię do rozpoczęcia pisania fanfiction?

2. Jaki jest Twój ulubiony zespół/ piosenkarz/ piosenkarka?

3. Co byłoby ostatnią rzeczą, którą byś uczyniła przed śmiercią?

4. Dlaczego wybrałaś akurat taką historię do swojego fanfiction?

5. Jaki jest Twój ulubiony kolor?

6. Jakie jest według Ciebie najpiękniejsze miejsce na Ziemi?

7. Gdybyś mogła wybrać jeden koncert chłopców, to z której byłby trasy?

8.  Czy piszesz rozdziały słuchając przy tym piosenek? Jak tak to jakich?

9. Co było Twoją inspiracją do stworzenia bloga?

10. Gdzie mieszkasz?

11. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z 1D?



JESZCZE RAZ OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA TĄ NOMINACJĘ.