czwartek, 27 lutego 2014

ROZDZIAŁ 10

Co ten idiota sobie myślał? Że jak przyjdę to rzucę mu się na szyję ze szczęścia bo raczył mnie odwiedzić?! Poszłam do mojego pokoju i powaliłam się na łóżku. Wyciągnęłam mój telefon. No faktycznie, chyba trochę się dobijał - 70 nieodebranych i 30 wiadomości na poczcie głosowej  od Harry'ego.
- Ma chłopak zacięcie - zaśmiałam się sama do siebie. Oprócz wiadomości od Hazz'y było jeszcze kilka od Chloe i Perrie z pytaniami czy wszystko ok i dlaczego nie ma mnie w szkole. Odpisałam, że nie mają się o co martwić i, że jutro będę. Zeszłam do kuchni. Byłam cholernie głodna, jadłam tylko szybkie śniadanie i hot doga z Luke'em . Postanowiłam zamówić pizzę. Miała przyjechać za 40 min. Poszłam więc wziąć szybki prysznic. Zawinięta w ręcznik podreptałam do mojej sypialni przebrać się w piżamę. No w sumie była już 19 więc miałam prawo paradować w przydużych spodniach w kratkę i bluzce 5SOS. Mokre włosy przeczesałam palcami i zarzuciłam na jeden bok. Kontrolnie wyjrzałam przez okno. Na szczęście nie zobaczyłam nic niepokojącego. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Wygłodniała otworzyłam dostawcy i zapłaciłam.
- Przepraszam... ugh... Ktoś kazał mi to tobie przekazać - powiedział jąkając się. W dłoni trzymał świstek papieru. Szybko mi go przekazał i się zawinął. Zamknęłam za nim drzwi na wszystkie zamki. Pudełko pizzy odłożyłam na blat kuchenny, a kartkę rozwinęłam. Czytałam wiadomość kilka razy aby upewnić się czy na pewno nic mi się nie przewidziało. 

Niezbyt ładnie jest opuszczać szkołę aby spotkać się z dilerem. Gdzie podziała się ta grzeczna Elle? Lepiej na siebie uważaj. Smacznego xx

                                                                                                                 K.                                                                                        
To już zaczyna być powoli bardzo psychiczne. Ktoś mnie śledzi. Tylko po co...? Pochłaniając już kolejny kawałek mojej kolacji zastanawiałam się nad sensem tej układanki. Wszystko sprowadza się do Harry'ego i jego kolegów. Od nich zaczęły się te wszystkie porąbane rzeczy. Zadzwonił mój telefon. Błagam tylko nie ... ohh mama.
- Hej mamo, co chcecie?
-Witaj kochanie. Coś się stało? Masz jakiś smutny głos.
-Nie, wszystko jest ok. Tylko ... - myśl Ell, myśl - oglądałam Titanica w telewizji i się poryczałam.
- Ahh na tak. Jutro z tatą przyjedziemy koło 16. 
- A, no ok. 
- Muszę już kończyć kochanie, dobranoc! 
- Dobranoc - rzuciłam telefon na kanapę. Włączyłam telewizję i zaczęłam oglądać kolejne odcinki 'Two Broke Girls'. Dopiero po jakiejś godzinie ogarnęłam się, że muszę przecież  iść jutro do szkoły. Gasząc po drodze wszystkie zapalone światła poszłam się spakować. Na szczęście wtorek był dość luźnym dniem więc nie miałam dużo do wzięcia. Położyłam się na łóżku i otworzyłam laptopa. Oh jest już 21, nie jest tak źle. 
Na koniec mojego 'obchodu' sprawdziłam pocztę email. Dostałam jednego nowego mail'a. Nie patrząc od kogo otworzyłam wiadomość. Moje gały wyszły na wierzch.

Przestań przetrząsać internet bo nie wyśpisz się do szkoły. Jutro czeka Cię mnóstwo atrakcji. Dobranoc xx

                                                                                                                K.

Czy ja mam jakieś kamery w domu?! Ponownie wyjrzałam przez okno. Nic, zupełnie nic. Moje 'poszukiwania' przerwał dźwięk przychodzącego sms'a. 

Oj Elle ... jeśli tak bardzo chcesz. 
                                                                                             K.


Po odczytaniu tej wiadomości przed moim domem przejechał ten sam czarny Mustang, którego już kiedyś widziałam. Czyli to jest 'K
Dobra muszę się na serio już położyć spać. Długo nie mogłam zasnąć więc zaczęłam liczyć barany. Skończyło się na tym, że zamiast baranów liczyłam pojedyncze kieliszki wina ale dopiero wtedy udało mi się zasnąć.
Obudził mnie dźwięk mojego budzika. Dobrze, że ustawiłam sobie Ed'a Sheraan'a więc nie musiałam wysłuchiwać brzęczenia wibracji. Poszłam się oporządzić, a kiedy już to zrobiłam chwyciłam torbę z książkami i zeszłam do kuchni. Mleko z płatkami w pełni zaspokoiło mój poranny głód.  Dobrze, że mój ojciec załatwił sprawę samochodu i powinien być już jutro. No cóż jeszcze dzisiaj musiałam przejść się spacerem. Szłam po chodniku wzdłuż niezbyt ruchliwej ulicy. Był początek września więc liście na drzewach zaczynały powoli żółknąć. Słońce mocno świeciło nawet o tak wczesnej godzinie dlatego zmuszona byłam założyć moje okulary. Kiedy doszłam już do szkoły na murku przed nią siedziały Chloe i Perrie. Przywitałam się z nimi i razem ruszyłyśmy pod naszą klasę. Jak na dzień pełen 'atrakcji' to zaczynał się dość nudno. Może 'K' się już rozmyślił? Kiedy szłam korytarzem wiele oczu lądowało na mojej osobie. Zaczęłam rozmyślać czy w ostatnim czasie nie popełniłam publicznie żadnej gafy lecz nic takiego nie przychodziło mi do głowy. No cóż może to po prostu moja uroda i urok osobisty przyciąga te wszystkie spojrzenia. Moja podświadomość wręcz biła mi brawo za umiejętność wyjaśnienia przyczyn danej sytuacji. Lekcje zaczynały się biologią. Nie był to mój ulubiony przedmiot ale musiałam go jakoś 'tolerować'. Weszłyśmy już do klasy i zajęłyśmy swoje miejsca. Dobrze, że siedziałam z Perrie bo Chloe koniecznie chciała usiąść obok Zac'a. Ktoś coś do kogoś czuje. Zaśmiałam się w duchu. Pan Herdess jak zwykle się spóźniał. Nagle drzwi się otworzyły. Musiałam odwracać głowę aby nie patrzeć się na tych, którzy właśnie przyszli. Jak łatwo się domyśleć byli to Liam, Louis, Niall, chyba Zayn i oczywiście Hazz. Ten ostatni błądził wzrokiem po całej klasie dopóki nie  poczułam na sobie, że patrzy się prosto na mnie. Jezu jego spojrzenie wyżera mnie od środka. Moje policzki od razu się zaróżowiły. Starałam się zakryć je włosami, które dzisiaj swobodnie spływały po moich ramionach. Poczułam wibracje w kieszeni moich spodni. Dyskretnie wyciągnęłam telefon i otworzyłam sms'a.


Kłopoty na horyzoncie! 

                           
                                                                           K.


O co mu chodzi? Jak na razie wszystko jest ok. No właśnie na razie. Moje rozmyślania przerwał nam już nieźle spóźniony nauczyciel. Lekcja minęła spokojnie oprócz tego, że Harry cały czas pożerał mnie wzrokiem. Reszta dnia minęła także zaskakująco normalnie. Nie mogłam zajarzyć o co chodziło z tym sms'em. Kiedy minęła już ostatnia godzina wyszłam ze szkoły wcześniej żegnając się ze wszystkimi. Przed ogrodzeniem szkoły stał Luke. Wydawało mi się to bardzo dziwne gdyż nie mówiłam mu, o której kończę lekcje. Kierowałam się w jego stronę gdy drogę zastąpił mi Hazz.

- Czego chcesz?! - spytałam się oburzonym głosem. Ten tylko uśmiechnął się, spojrzał na Luke'a i powiedział.
- Mówiłem, że dowiem się z kim spędziłaś wczorajszy dzień. - zatkało mnie. Niby w jaki sposób mógł zasięgnąć takich informacji? 
- Blefujesz ...
- Coś tak sądzę, że jednak nie. Na drugi raz, o ile w ogóle jeszcze on nastąpi wolałbym aby nie całował cię, to moja działka. - po tych słowach łapczywie wpił się w moje usta. Nie odwzajemniłam tego gestu lecz on nie czekał na pozwolenie. Próbowałam go odpychać lecz stał jak kamień. Dupę uratował mi Luke, który wyglądał na nieźle wkurzonego. Odepchnął Hazz'ę i splótł nasze palce razem. Pociągnął mnie pośpiesznie do jego auta i kazał czekać. Chyba wrócił się do Harry'ego. Miałam nadzieję, że się nie pozabijają. W końcu po jakiś 10 minutach wrócił i odjechaliśmy z przed szkoły. Przez całą drogę do mojego domu nie odzywaliśmy się do siebie. Kiedy już byliśmy na miejscu Luke chwycił moją rękę .
- Uważaj na niego. 
- Jasne - znowu po raz drugi pocałował mnie w policzek lecz tym razem niebezpiecznie blisko ust. Zaczerwieniłam się i jak najszybciej wysiadłam z samochodu. Była już 16 więc rodzice prawdopodobnie powinni już być. Kiedy weszłam do domu widok zatrzymał akcje mojego serca. Cały dom był zdemolowany. Mama siedziała na środku pokoju i płakała. Nad nią stał tata i trzymał w dłoni jakąś kartkę. Podeszłam bliżej. Strzępek papieru ukazywał rząd koślawo napisanych liter. 


Witajcie w domu! 



                                               K.





wtorek, 25 lutego 2014

ROZDZIAŁ 9


Nie ładnie jest tak pić pod nieobecność rodziców , nieprawdaż Elle? Lepiej uważaj, nie znasz miejsca ani godziny. Miłości koniec już blisko... 
                                                                                                                       K.

- O kurwa  - tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić. Ktoś mnie obserwował. To była pewne. Nie wiedziała czy nadal mnie widzi. Dreszcz strachu przeszył moje ciało na tę myśl.  Nie rozważając już dłużej rzuciłam się w kierunku drzwi i szybko zamknęłam je na wszelkie zamki. Następnie pognałam w stronę okien aby we wszystkich opuścić rolety. Potrzebowałam chociażby psa aby mieć do kogo się przytulić i nie być samotna. Nie ma co, rodzice się na prawdę popisali. Zostawili mnie tak na te pare dni samą. Jedyne co mi pozostało to pełna lodówka i świstek papieru na, którym nie ma nawet powodu ich niezwłocznego wyjazdu. Oni są pewnie na jakieś Florydzie, a mnie ktoś prześladuje. Czułam się jak Kevin sam w domu.
 -A może faktycznie porozkładać jakieś pułapki, tak na wszelki wypadek jakby ten ktoś zechciał wejść... - pomyślałam - Dobra, po tym alkoholu mi do końca odbija.- Poszłam na górę, nadal kurczowo trzymając w ręku telefon. Zapaliłam lampkę nocną i spojrzałam na wyświetlacz. Było już grubo po północy. Wszystko działo się strasznie szybko. 
-Walić to. - powiedziałam  i runęłam na moje ukochane łóżko. Miałam zamiar jutro medytować nad sensem tego pieprzonego sms'a. Tak bardzo chciałam usnąć. Moje szczere pragnienia poszły na marne i tak cały czas rozpamiętywałam to co ten "K" mi napisał. A co jeśli to ona ? Miłości koniec już blisko , miłości koniec już blisko. Powtarzałam to i szukałam jakiejkolwiek wskazówki do wyjaśnienia znaczenia tego wyrażenia. Nic, pustka. Pomyślałam, że może chodzi o moich rodziców. W sumie to na pewno nie mógł mieć na myśli o nikogo innego. Żadnej innej osoby nie kochałam. Chyba ... Moje rozmyślania po raz kolejny przerwał dźwięk telefonu. Błagałam aby nie był to"K".

Kochanie , nie rozmyślaj tyle bo jutro będziesz miała jeszcze gorszego kaca. 
Śpij dobrze ...
                                                                                     
                                                                                                                      K.

- Kto to do cholery jest? I skąd ... - zerwałam się z łóżka i pobiegłam do okna, które wychodziło na ulicę. Niby nic podejrzanego nie zauważyłam i kiedy już miałam wracać zobaczyłam sylwetkę mężczyzny w kapturze. Wsiadał do czarnego Mustanga i kilka sekund później odjechał  z piskiem opon. - Czy to był "K" ? -
Moje serce nie mogło doprowadzić się do normalnego stanu. Biło jak oszalałe.
Najlepszym lekarstwem na moje zszarpane nerwy był sen. Położyłam się na łóżku i głowę wtuliłam w poduszkę. Moje myśli błądziły wokół Harry'ego, "K" i ostatnich przygód. W końcu udało mi się zasnąć.
Musiałam otworzyć oczy gdyż mój telefon nie dawał mi spokoju. Ktoś na siłę chciał się ze mną skontaktować. Odebrałam nawet nie patrząc kto to. O dziwo nie był to ani Harry ani Chloe tylko Luke .
- Hej , przepraszam, że dzwonię o tej porze ale ...
- Nie spoko. Nie martw nie jestem w szkole - przerwałam mu  - Co chciałeś?
- Nie miałabyś ochoty się spotkać? Trochę się za tobą stęskniłem, z resztą  Lux też.
- Oczywiście! - spadł mi z nieba z tą propozycją. Nawet zapomniałam, że on też był przecież w Londynie.
- To skoro nie jesteś w szkole może za godzinę w parku na rogu Madison Street?
- Ok, do zobaczenia! - rozłączyłam się. Ten dzień zaczynał się wyjątkowo dobrze.
Nawet nie bolała mnie aż tak głowa. Wzięłam tylko Advil, który leżał na dnie mojej szafki nocnej. Ogarnęłam się i miałam już wychodzić kiedy mój telefon znowu oznajmił, że ktoś do mnie dzwoni. Tym razem był to Harry.
 - Nie, nie tym razem. Nie zepsuje mi tego dnia.- Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam telefon. Sprawy z nim zaszły już za daleko. Czas się od niego odizolować. Z uśmiechem na twarzy przemierzałam kolejne przecznice zmierzając do mojego celu. Już z oddali widziałam Luke'a z Lux'em. Luke był z tego przedziału mężczyzn, którzy pomimo swojej ogromnej urody nie mają dziewczyny. Nigdy nie startował do mnie ani ja do niego. Może to powód tego, że już tak długo jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi? Luke miał 19 lat i był no, dość wysoki i dobrze zbudowany. Miał ciemne włosy postawione na żel do góry lecz czasami swobodnie opadały mu na czoło tworząc przeuroczą grzywkę. Miał niesamowite oczy - lazurowe. Zawsze kiedy je widziałam robiło mi się cieplej na sercu. Były pełne życia. Pomachałam mu i podbiegłam.
- Cześć, dawno Cię nie widziałem. Stęskniłem się. - powiedział to i wydął dolną wargę.
-Oj zamknij się, dobrze wiesz, że to na mnie nie działa. - przytuliłam go mocno. Od razu poczułam jego zapach. Brakowało mi go. Kiedy już się od siebie oderwaliśmy zabrałam się za przywitanie mojego ... naszego psa.
- To nie fair. Lux jest lepiej traktowany niż ja. - znowu wydął tę cholerną wargę.
- Nie przesadzaj.To co u ciebie? Gdzie pracujesz?
- Na razie u znajomego mojego ojca w Simpson&Evans Entertainment. Pomagam przy obróbkach muzycznych. Nareszcie robię coś z moim życiem -  uśmiechnął się lekko i podrapał po karku. Dobrze wiedziałam co kiedyś przeszedł i nie chciałam rozdrapywać jego jeszcze świeżych ran. Zaplątany był w handel narkotykami, sam ćpał. Działał w jakimś nielegalnym gangu. Często wychodził w piątki wieczorami mówiąc rodzicom, że do kumpli lecz ja wiedziałam, że szedł na wyścigi samochodowe. Kiedy policja deptała im już po piętach postanowił z tym skończyć. Odszedł z gangu, a jego ojciec wysłał go na odwyk. Przez ten rok strasznie mi go brakowało. Została mi wtedy tylko Summer. Po roku wrócił jakby nowo narodzony. Nie wspominaliśmy już o tym co było. Dla nas liczyło się tylko to co jest. A byliśmy tylko my. Kiedy mój ojciec postanowił, że się przeprowadzamy załamałam się. Miałam zostawić Summer i Luke'a? Na szczęście mój przyjaciel  pomyślał o tym aby ruszyć na przód i przeprowadził się razem z nami do Londynu. Z pozoru nigdy nie widzimy ile dana osoba przeszła. Widzimy to co robi i kim w danej chwili jest. Aby poznać co się z nią działo kiedyś trzeba być na prawdę wyjątkowym ... no albo agentem FBI. Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco i jeszcze raz przytuliłam. Szliśmy tak wzdłuż alejek rozmawiając o wszystkim i o niczym. Oczywiście nie zaśmiecałam Luke'owi głowy moimi problemami z "K" ani z Harry'm. Zaczęło się już ściemniać więc odprowadził mnie do domu. Na pożegnanie pocałował mnie w policzek i szeroko uśmiechnął. Zaśmiałam się tylko i pomachałam na pożegnanie. Weszłam do pustego domu. Zapaliłam światło w kuchni i po raz kolejny nie mogłam zaczerpnąć powietrza. Na blacie kuchennym siedział jakby nigdy nic Harry. Złość buzowała w moich żyłach. Wczoraj zostawił mnie tak po prostu, a teraz nie wiem od ilu godzin siedzi w mojej kuchni!
-  Co. Ty.Tu.Robisz?! - starałam się akcentować każdy wyraz aby dokładnie zrozumiał mój przekaz.
- Nie odbierałaś telefonów. Nie było cię dzisiaj w szkole.
-Więc siedzisz tu tylko dlatego, że nie odbieram od ciebie telefonów?! Nie przyszło ci do głowy, że jeśli nie odbieram to albo nie chcę z tobą rozmawiać albo jestem zajęta czymś z kimś!? - jego oczy pociemniały, a twarz przyjęła inny wyraz. Ten, którego nie lubiłam i szczerze się obawiałam.
- Czyli przyznajesz, że byłaś z jakimś chłopakiem? - zapytał chyba trochę za spokojnie jakby nie chciał wywołać niepotrzebnie burzy. Bardzo przemyślanie pan postępuje, panie Harry.
- Dlaczego od razu z chłopakiem?! Czy kiedy nie chcę się z tobą kontaktować to od razu muszę być z chłopakiem?! Ale  dla twojej wiadomości to tak! Byłam przez cały dzisiejszy dzień z osobnikiem płci męskiej! I co ?! Zabijesz mnie?! - wykrzyczałam mu to prosto w twarz. Miałam go dość, serdecznie dość. Powoli rujnował moje poukładane życie, a ja nie pozwolę aby mógł kontynuować to dalej. Poza tym on nie ma żadnych uprawnień aby mnie w jakikolwiek sposób kontrolować i żądać abym mu wszystko wyjaśniała. Nic dla mnie nie znaczy, a ja dla niego tym bardziej.
- On najzwyczajniej w świecie chce wszystkim pokazać na co go stać i jak może mieć wszystko pod swoją kontrolą.- próbowała wyjaśnić mi moja podświadomość. Tak. Tego byłam pewna. On prostu się mnie uczepił dla oklasków publiczności. Na moje słowa wstał i podszedł do mnie. Chwycił moje nadgarstki w swoją ogromną dłoń i zamknął w szczelnym uścisku.
- Co do mnie powiedziałaś? - powiedział powoli.
- Dobrze słyszałeś co. - mój ton nawet mnie zaskoczył. Był pewny siebie i przepełniony złością. 
- Nie odzywał się do mnie w taki sposób Elle. Z kim byłaś?
- Myślisz, że jestem na tyle głupia i ci wszystko powiem? Serio, aż tak nisko mnie oceniasz? - zaśmiałam mu się prosto w twarz. 
- Albo powiesz mi po dobroci albo sam się tego dowiem ale już wtedy dla tego idioty nie będzie tak przyjemnie. To jak? - na pewno nie odważyłby się zrobić czegoś Luke'owi. Sam jego wygląd przeraża normalnych przechodniów. No miał kilka tam tatuaży i kolczyk w wardze ale mnie to nie odstraszało. Z resztą jak Hazz mógł by sprawdzić co robiłam dzisiaj i z kim... Przecież w czasie się nie cofnie?
- Coś tak sądzę, że nie dojdziemy do porozumienia Harry. Mógłbyś już opuścić mój dom?

-Nie myśl, że wygrałaś Elle - puścił moje dłonie i wyszedł trzaskając głośno drzwiami. 1:0 dla mnie.

sobota, 22 lutego 2014

ROZDZIAŁ 8


Nie wiem ile spałam. Miałam nadzieję, że jak najdłużej i kiedy się obudzę zniknie ten cały powalony świat wokół mnie, a ja znowu znajdę się w swoim rodzinnym Holmes Chapel  wraz z Summer. Jednak tak się nie stało. Obudziły mnie odgłosy kłótni. Byłam w stanie rozpoznać chrapliwy głos Harry'ego teraz przepełniony jadem. I drugi. Gdzieś go już słyszałam. Nie mogłam jednak przypomnieć sobie gdzie. W jednej chwili wszystkie wspomnienia z nocy "porwania" powróciły. To był Niall. Panika ogarnęła moje ciało i głowę. Pytania nie dawały mi racjonalnie myśleć i zaśmiecały mój umysł. Postanowiłam pozostać w tej pozycji, w jakiej się aktualnie znajdowałam czyli na kanapie przykryta kocem. Nasłuchiwałam ich jakby to ująć niezbyt pozytywnie nastawionej rozmowy. Na początku nie mogłam się odpowiednio wdrążyć aby zrozumieć tok tej konwersacji lecz po krótkiej chwili powoli zaczęłam jarzyć o co może chodzić.
- Zabiją nas rozumiesz?! Musimy go zmusić do spłacenia tego pieprzonego długu! Zawsze coś zawalisz Hazz! Jeśli jej nie oddasz sam zostaniesz zastrzelony jak pies! Nie mamy czasu!
- Zamknij się, ona śpi! - powiedział cichszym głosem Harry. - Mam lepszy i szybszy plan. Bez udziału policji. Więc lepiej zamknij mordę. Spotkamy się dzisiaj u mnie i wszystko wam wyjaśnię. Idź i nie zawracaj mi więcej dupy! - po tych słowach echo hukiem zamykanych drzwi rozniosło się po całym domu.
 - No tak teraz to na pewno się nie obudzę Hazz ...- pomyślałam. Zmusiłam się do otwarcia jednego, a potem drugiego oka. Nigdzie nie widziałam lokatego. Usiadłam na kanapie i przede mną na stoliku stał talerz pełen naleśników polanych czekoladą. No nie powiem, postarał się. Moja podświadomość zaczęła analizować rozmowę Niall'a i Harry'ego.  Jasne było to, że mówiąc ONA mieli na myśli MNIE. Tylko do czego im byłam potrzebna. Widocznie ktoś im grozi, oni coś komuś wiszą ale gdzie tu byłam JA?!  Nie rozumiałam zupełnie niczego oprócz kilku w nic nie składających się informacji. One do niczego mnie nie doprowadzały. Jedynym źródłem do, którego powinnam się wtedy udać był  Hazz. Wzięłam kilka głębokich oddechów.  Musiałam być odpowiednio przygotowana przede wszystkim psychicznie. Wstałam i wolnym krokiem  poszłam w stronę kuchni. Tam go nie było. Udałam się więc na górę. Zajrzałam do łazienki, pokoju moich rodziców i nawet garderoby. Nigdzie nie było śladu Harry'ego . Ostatnim wyjściem była moja sypialnia. Uchyliłam lekko drzwi. Nie chciałam znów zobaczyć chłopaka w samych bokserkach, w dodatku leżącego na moim łóżku. Zamiast tego widoku zastałam owszem Hazz'ę ale tym razem stał odwrócony do mnie tyłem miał na sobie już rurki i  coś w ręku. Dokładnie się temu przyglądał jakby trzymał relikwię jakiegoś świętego z przed iluś paru tysięcy lat.
- Co robisz? - na moje słowa napięły mu się mięśnie ale nadal nie odwrócił się w moją stronę.Podeszłam bliżej. Dopiero teraz moja podświadomość zorientowała się, że z nad mojego łóżka zniknęło zdjęcie moje i Summer.  W końcu stanął ze mną twarzą w twarz. Zobaczyłam łzy w kącikach jego oczu. Faktycznie trzymał owe zdjęcie kurczowo w dłoni. Teraz to miałam zupełną pustkę w głowie i zapomniałam już o co miałam zamiar go zapytać. Teraz liczyła się tylko ta chwila. Wyjaśnienie powodu jego łez. Nie mogłam wydusić z siebie jednak żadnego słowa. Widok po prostu mnie zamurował. 
- Z- znasz Summer? - zapytał mnie.
 -Skąd on do kurwy jędzy ją może znać?! Ona nigdy nie zadawała się z takimi typami jak on! Znam ją od dzieciństwa , zawsze wszystko mi mówiła! Razem podejmowałyśmy wszelkie decyzje, wiedziałabym o tym, że zna jakiegoś tam Harry'ego! A on mi wyskakuje z takim tekstem! Czy zamierza do końca zniszczyć mi moje życie! - myślalam.- Co.Do.Cholery.Się.Tu.Właśnie.Dzieje?! 

- To moja jedyna przyjaciółka. Znamy się od dzieciństwa. Skąd o niej cokolwiek wiesz?- Tak bardzo pragnęłam wyczytać coś z jego oczu. Nic nie ukazywały, jakby teraz nie miał żadnych emocji. Lecz to było nie możliwe, przecież płakał. Odłożył delikatnie zdjęcie na biurko i wyszedł z pokoju. Nigdy nie będę w stanie rozszyfrować jego zachowań. Podążałam za nim spragniona jakichkolwiek wyjaśnień zaistniałej sytuacji. Kierował się do drzwi wyjściowych. Nie miałam zamiaru go powstrzymywać. Jego obecność w moim życiu była zbędna. Niepokoiła mnie jedynie myśl, że nie w pełni jestem przekonana do tego co mówi mi mój umysł. Bałam się sama siebie i własnych czynów i przemyśleń. Zwłaszcza tych, które pragnęłyby obecności zielonookiego w moim życiu. A co za tym idzie dziesięciu tysięcy niewyjaśnionych spraw, miliona uciążliwych przemyśleń i dziesiątek pytań pozostawionych bez odpowiedzi. Dotąd szerokim łukiem omijałam osoby, które ciągnęły za sobą sznur właśnie takich problemów. Nie byłam nauczona radzić sobie ze sprawami, które wymagały dłuższego zastanowienia. Rodzice dbali o to abym nie musiała się wysilać nad jakąś błahostką lecz myślała o bardziej znaczącej rzeczy. Wszystko miałam załatwione i niczego nie musiałam się obawiać. Stałam na ostatnim schodku czekając aż Hazz zamknie drzwi. Ten zatrzymał się przed nimi i obrócił  do mnie. Posłał mi delikatny uśmiech chyba tylko dlatego abym nie przejmowała się jego zachowaniem lecz od razu rozpoznałam iż jest on wymuszony .Wyszedł i zostawił mnie samą pośród miliona pytań. Wiedząc, że nie uporam się z moim obecnym stanem sięgnęłam po kieliszek i butelkę wina. Muszę o wszystkim zapomnieć i wyzerować moją głowę, która wtedy do niczego się nie nadawała.
-Trudno, najwyżej jutro zrobię sobie wolne od szkoły, a rodzicom powiem, że źle się czułam. - wymyśliłam swoje usprawiedliwienie. Pierwsza lampka została opróżniona błyskawicznie. Nad drugą trochę medytowałam, a to spowodowało jedynie opóźnienie o 3 minuty aby poszła w ślady pierwszej. W międzyczasie dostałam wiadomość od rodziców, że wracają we wtorek. Jest niedziela więc nie mam powodów do zbędnej paniki. Wypiłam chyba pół butelki i powoli moje myśli odchodziły w zapomnienie. Tego efektu oczekiwałam. Miałam pustkę i byłam spokojna. Sama w swoim własnym świecie bez Harry'ego. Moją upojną chwilę przerwał dźwięk sms'a.  Po omacku otworzyłam wiadomość. Moje źrenice od razu się powiększyły , a oddech uwiązł w gardle. W jednej sekundzie byłam w zupełności trzeźwa. 


***

Mały problem techniczny ale w końcu mi się udało. Mam nadzieję ,że się wam podoba i liczę na opinię.

    ENJOY! 

piątek, 14 lutego 2014

ROZDZIAŁ 7


Co ja miałam niby wtedy zrobić? Nie powiem, że ten widok mi się nie podobał. Musiałam przyznać iż był on wręcz oszałamiający. Pięknie wyrzeźbione ciało, lekko opalona skóra, która osłaniała dobrze zbudowane mięśnie. Harry pokryty był tatuażami. Nie wiem ile ich było ale ponad 15 na pewno. Na piersi widniały dwie jaskółki, a symetrycznie poniżej nich  na samym środku przepiękny motyl. Nigdy wcześniej nie było mi dane zobaczyć żywego bóstwa na własne oczy.
 -Dobra Ell, przystopuj bo jeszcze orgazmu dostaniesz...- skarciłam się w myślach. Trochę głupio się czułam ponieważ nie wiedziałam ile tak stałam. Modliłam się aby ten czas nie przekraczał no może z 30 sekund. Oderwałam wzrok od ciała zielonookiego i przeniosłam go na jego twarz. Rozciągał się na niej wesoły uśmiech, który uwidaczniał cudne dołeczki. Jego oczy świeciły dumą i satysfakcją. Były bardzo jasne i w pewien sposób szczęśliwe. Po prostu piękne. Kiedy w końcu się ogarnęłam fala zakłopotania przyszła ze zdwojoną siłą. Czułam jak moje policzki wręcz parzą od stresu wyrządzonym bezpardonowym zachowaniem chłopaka.
 -Zrób coś Ell - podpowiadała mi moja jak zawsze niezawodna podświadomość. Zebrałam w sobie całą moją odwagę i resztki dumy. Jej w ostatnim czasie coraz bardziej mi brakowało. Jest to oczywiście spowodowane tymi wszystkimi zdarzeniami w nowej szkole no i teraz się okazuje że nie tylko. W końcu postanowiłam ruszyć swój tyłek bo pewnie wyglądałam jak ostatnia ofiara losu, która nigdy w życiu nie widziała prawie nagiego boga. Próbując w jak największym stopniu unikać spojrzenia Harry'ego podjęłam próbę odnalezienia mojego telefonu. Starałam  przypomnieć sobie gdzie ostatnio go używałam. Sięgnęłam do szafy z ubraniami i o dziwo między dwiema bluzkami znalazłam mojego iPhon'a. Musiałam wyglądać jak małe dziecko, które odszukało swojego misia przed snem. Odblokowałam ekran i od razu wyświetliła się wiadomość od Chloe. Trochę się wkurzyła, że wyszłam z klubu ale nie miałam serca zawracać jej tym wszystkim dupy bo byłam wręcz pewna, że zacznie się martwić i zwoła sztab kryzysowy. Odpisałam jej tylko, że jestem w domu i, że wszystko jest ok. Tak na prawdę nic nie był ok. Spojrzałam na godzinę. Matko, przez to całe zamieszanie w ogóle pogubiłam się w mojej orientacji czasowej. Nie wiem ile siedziałam w tej piwnicy, ani o której uwolnił mnie Harry. Byłam więc zaskoczona faktem iż jest 11 w niedzielę. Impreza była w piątek, jezu czyli w piwnicy siedziałam prawie 24 godziny! O mało co i bym  zapomniała, że jestem w tym pokoju z Harry'm. Z nie byle jakim Harry'm. Z Harry'm w samych bokserkach i z uśmiechem wyższości na twarzy. Dalej udając, że go nie widzę jak najzwyczajniej na świecie wyszłam z pokoju, kierując się do kuchni. Mój brzuch domagał się jakiegokolwiek pożywienia. Niezbyt mnie to dziwiło. Cały dzień spędziłam bez jedzenia nadal otumaniona narkotykami. Kiedy dotarłam do mojego celu postanowiłam zrobić sobie naleśniki. Co jak co ale tego mi w tej chwili trzeba było. Usłyszałam, że mój gość schodzi ze schodów. 
- Błagam miej spodnie, błagam miej spodnie - modliłam się wraz z moją podświadomością. Poczułam jego zapach tuż za sobą jednak nie miałam odwagi się do niego odwrócić. Wyjęłam patelnię i zabrałam się za przygotowywanie ciasta. Starannie łączyłam ze sobą składniki uważając aby nie popełnić jakiegoś błędu. Moje ruchy były bacznie obserwowane przez mojego załóżmy Harry'ego.  Jego głos przerwał panującą wokół ciszę. 
- Czy nadal zamierzasz mnie ignorować Ell? - TAK! TAK! TAK! Chciałam mu to wykrzyczeć prosto w twarz ale wtedy moje przedsięwzięcie nie miałoby jakiegokolwiek sensu. Ucieszyłby się jeszcze zapewne widząc, że jego osoba wywołuje na mnie takie emocje. Milczałam więc mając szczerą nadzieję, że w końcu opuści mój dom. Lecz chyba on miał trochę inne zamiary. Obrócił mnie przodem do siebie. Starałam patrzeć się wszędzie tylko nie w jego oczy. Chwycił mój podbródek w swoją przeogromną dłoń i zmusił abym przeniosła swój wzrok na niego. Skanował moją twarz, a ja starałam się wyczytać emocje jakie ogarniają go w tej chwili. Czy jest wściekły za to, że go ignoruję, czy może rozbawiony faktem, iż tak mnie stresuje? Nic nie dało się ujrzeć. 
Nic, pustka. Był jak skała - nie do ruszenia. 
-Pomyślałem sobie ... Może żeby ułatwić ci trochę życie zrobię dla ciebie kolację. Ale chyba już zaczęłaś. Pozwól, że dokończę. 
- Ale ...
- Nie ma żadnego "ale" Ell, idź do salonu - Nikt, a zwłaszcza ON nie mógł rozkazywać mi w moim własnym domu! Tego było już za wiele.
- A co jeśli nie chcę. 
- Nie zmuszaj mnie do tego abym siłą cię tam zaniósł - w jednym momencie wszystkie żyłki na jego szyi napięły się. 
- To jest mój dom i to chyba ja będę decydować co mam w danej chwili zrobić i gdzie mam być! - trochę mnie poniosło.  Jego oczy przybrały niepokojący, ciemniejszy odcień. Widać, że ledwo kontroluje swój gniew chociaż może w tym wypadku nawet i furię. Nie powiem trochę się bałam. Analizowałam co może mi zrobić. Czy będzie zdolny do tego aby mnie uderzyć? W jednej chwili przerzucił mnie sobie przez ramię. Tak jakbym w ogóle nic nie ważyła. Teraz byłam pewna - nadal był w samych bokserkach. Ignorując idealną okazje do podziwiania jego tyłka zaczęłam krzyczeć aby mnie puścił ale on zdawał się na to w zupełności nie reagować. Niósł mnie w wcześniej wspomnianym kierunku - do salonu. Położył mnie na kanapie.
- Tak jak już wcześniej wspomniałem, zawszę robię to co chcę. - powiedział to i wyszedł zamykając za sobą drzwi do kuchni. Próbowałam się w tym wszystkim połapać ale było to dla mnie zbyt zagmatwane. Zmęczona tym paskudnym dniem okryłam się szczelnie kocem i zasnęłam. Jednak mój spokój nie trwał długo ... 



***

Mam nadzieję ,że się wam podoba i przepraszam ,że tak późno ^^


czwartek, 6 lutego 2014

ROZDZIAŁ 6


Staliśmy tak w milczeniu czekając na jakąkolwiek reakcję. Miałam zupełną pustkę w głowie. Nie wiedziałam co mam sądzić już na temat chłopaka jak i jego przyjaciół. Wszyscy byli po części chorzy ale ten jeden kilka razy mnie powiedzmy "uratował". Nie lubię myśleć o nim w taki sposób ponieważ moja podświadomość jest wtedy dosłownie oburzona. Musiałam być od niego jak najdalej ale dotąd kończyło się tylko na próbach. Nie mogę mu pozwolić się do mnie zbliżyć. Nie wiem nawet jakie ma wobec mnie zamiary. Co mi może zrobić albo właściwie co mi już dotąd zrobił i dalej czyni to samo. Otumania mnie i mój umysł. Działa na mnie jak narkotyk. Ocknęłam się. Patrząc na moje stopy wyminęłam go i ruszyłam w stronę mojego pokoju. Słyszałam jego kroki tuż za moimi plecami. 
 - Dlaczego za mną łazisz ?! Nie wystarcza ci ,że jesteś ze mą w tym samym domu?! - Krzyknęłam w myślach. Przyspieszyłam. Wchodząc po schodach mogłam niemalże zobaczyć, że bezpardonowo się uśmiecha. Mój tyłek robił swoje. Nigdy nie miałam figury modelki ale na kształty narzekać nie mogłam. Pchnęłam drzwi. W końcu byłam we własnym  ulubionym miejscu. Mój pokój nie był jakiś specjalnie duży i nie wiadomo jak urządzony. Miałam białe meble. W skład ich wchodziło dość obszerne dwuosobowe łóżko, niewielkie biurko i dwie szafki na ubrania. Ściany były koloru lekko fioletowego. Białe zasłony w oknie spływały wzdłuż ściany aż do podłogi. Jedynym przyozdobieniem owych ścian były dwa obrazy. Na jednym byłam ja, tata i mama kiedy byliśmy w stajni nad morzem. Miałam wtedy 14 lat. Drugi obraz wisiał nad moim łóżkiem i przedstawiał mnie oraz moją przyjaciółkę, którą musiałam zostawić w moim rodzinnym małym miasteczku. Summer bo tak miała na imię była moja bratnią duszą. Kimś z kim mogłam porozumiewać się bez słów. Rozumiała mnie jak nikt inny na tym świecie. Znałyśmy się od przedszkola. Zawsze byłyśmy nierozłączne. Inni dziwili się, że znajomość może aż tak długo trwać. Faktycznie kto by wytrzymał prawie 15 lat z jedną osobą, praktycznie 24 godziny na dobę. To mogłyśmy być tylko my.  Musiałam wrócić do rzeczywistości i nie rozklejać się. Tak jak wcześniej miałam zamiar zrobić w zupełności, będę ignorowała tego idiotę. Moja podświadomość bije mi brawo za ten pomysł. Skromnie muszę powiedzieć, że pomimo tego iż jest on wręcz dziecinnie banalny to na pewno musi wypalić. Nie mam innego wyjścia. Przecież z nożem się na niego nie rzucę... Chociaż może wtedy by to cokolwiek dało. Zostaje mi tylko i wyłącznie nadzieja. Co ja miałam zrobić z Harry'm za plecami? Postanowiłam, że najlepszym wyjściem będzie odrobienie lekcji. Może to go zniechęci do dalszego siedzenia mi na głowie. Co prawda nic nie było zadane ale zawsze mogłam poudawać. Usiadłam za biurkiem wyjmując zeszyty i jakiś brudnopis.
- Odwal się , odwal się , odwal się. - krzyczałam w myśli. Lecz jak zwykle cały wszechświat jest przeciwko mnie. Chłopak położył się na łóżku wyraźnie chyba zadowolony, że może mnie mieć cały czas na oku. Nie mogłam się na niczym skupić. Nagle coś mnie ruszyło.  Zamierzam na niby odrabiać lekcje w brudnej sukience i cała we własnym pocie i brudzie. Zganiłam się w myślach. Wstałam i poszłam w stronę szafy. Wyjęłam z niej pare potrzebnych mi rzeczy. Wzrok chłopaka wypalał mi dziury w plecach. Skierowałam się w stronę łazienki. Ktoś szedł za mną.  Miałam już zamykać drzwi gdy jego ręka stanęła mi na przeszkodzie. Miał na sobie ten triumfalny uśmieszek. A jego dołeczki były wyraźnie zarysowane. Dlaczego kiedy staram się go z całego serca nienawidzić to ten musi być tak cholernie uroczy? 
- Coś nie tak? - byłam pewna siebie i lekko zdesperowana. Moja skóra natychmiastowo potrzebowała wody i oczyszczenia. Na moje słowa jego uśmiech tylko się poszerzył. 
 - Nie, wręcz przeciwnie. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. 
- To mógłbyś z łaski swojej pozwolić mi doprowadzić się do normalnego stanu? - po co ja się go w ogóle pytałam?! Powinnam dać mu kopa w jaja i z całej siły zatrzasnąć drzwi! Musiałam poważnie przemyśleć konkretne aspekty dotyczące mojej stanowczości. 
- A co będę z tego miał? - teraz to mnie załamał. Stałam przed nim. Cała brudna, z pewnością nie pachnąca fiołkami. Spocona od stresu, w brudnej, kusej sukience. A on mnie się pyta co będzie miał z tego jak pozwoli mi się umyć! Koniec tej zabawy. Nie czekając na jego reakcję wymierzyłam solidnego kopniaka w brzuch. Nie widziałam go ponieważ zamknęłam drzwi ale jestem pewna ,że ten uśmieszek zniknął z jego ust. Byłam z siebie taka dumna! Nie nasłuchiwałam czy Harry pozbierał się po tym ciosie. Nie miałam zamiaru się o niego martwić. Ostrzegałam go w końcu, a powinien wiedzieć gdzie kończy się granica mojego opanowania i cierpliwości. Kiedy zobaczyłam siebie w lustrze moje serce przestało bić. Brudna twarz, jedynie jakby białe smugi od moich łez gościły na policzkach. Makijaż zupełnie rozmazany. Włosy potargane i w bardzo konkretnym nieładzie. Nie miałam ochoty oglądać siebie dłużej. -Weź się w garść Ell.-  Odkręciłam wodę, która zaczęła napełniać wannę powodując pokaźny szum. Pozbyłam się sukienki z mojego ciała i wrzuciłam ją do kosza na brudy. Kiedy wanna była już pełna mogłam w końcu zanurzyć się w upragnionej wodzie. Uwielbiam to uczucie. Nalałam trochę płynu pod prysznic na dłonie i delikatnie wmasowywałam w swoje ramiona i resztę ciała. W końcu czułam się czysta. Zdążyłam już nawet zapomnieć o dotyku Louis'a. No może jeszcze całkowicie nie ale byłam z pewnością na dobrej drodze. Zamknęłam oczy. Możliwe, że z moich ust wydarło się lekkie westchnięcie. Tak działała na mnie ta niezwykle kojąca ciecz. Moją relaksującą chwilę wytchnienia przerwało mi pukanie do drzwi. Mój poziom irytacji gwałtownie wzrósł. 
- Czego.Chcesz?! - wysyczałam przez zęby. Nikt nie miał prawa przerywać mojej kąpieli. Zwłaszcza nie ON.
- Ell ... co ty tam robisz? - mówił lekko rozbawiony. - Czy on czatuje przy drzwiach i słucha dźwięków wychodzących z łazienki?! - pomyślałam. 
- Nic , co mogłoby cię w jakikolwiek sposób zaciekawić
- Może ja mógłbym to stwierdzić? -  Nie zamierzałam mu odpowiadać. On na prawdę prosił się o jeszcze jednego kopniaka. Dziwiło mnie to, że tak szybko pozbierał się po pierwszym. Moja podświadomość nie przestawała się uśmiechać. Mało kto miał okazję powalić członka "gangu". 
Zadowolona wyczołgałam się z wanny. Z wielkim żalem opuszczałam to tak cudowne miejsce. Wytarłam dokładnie ręcznikiem moje ciało i założyłam wcześniej przygotowane rzeczy. Nie mogłam sobie pozwolić na to aby w samym ręczniku paradować przed Harry'm który myśli Bóg wie co. Otworzyłam cichutko drzwi. Nikogo nie było. Słyszałam w oddali dźwięk mojego telewizora. Pewnie bardzo mu się nudziło. Weszłam do pokoju. Moim oczom ukazał się ten zielonooki chłopak. Nie byłoby nic w tym dziwnego ale widok pozbawił mnie oddechu. Na moim łóżku leżał Harry w samych bokserkach i z tym samym uśmieszkiem, który znam aż za dobrze.
 - Spokojnie Ell ... to tylko ON.- podpowiedział mi mój umysł.


***
Przepraszam ,że tak późno ale miałam pewne problemy techniczne. ENJOY!