sobota, 7 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 25


Moja psychika była w opłakanym stanie. Krążyłam po pokoju Luke'a od kilkunastu minut próbując wszystko sobie poukładać i zrozumieć. Została jeszcze tylko jedna rzecz. Musiałam przywiesić ponownie wszystkie zdjęcia i mapki. Tyle, na ile to było możliwe doprowadziłam tablicę do dawnego wyglądu. Nie chciałam pozostać w tym mieszkaniu ani sekundy dłużej. Wzięłam swoją torbę i udałam się do wyjścia gasząc za sobą wszystkie światła. Kiedy miałam chwycić za klamkę ktoś uderzył w drzwi z zewnątrz. Gwałtownie odsunęłam się od nich na jakiś metr. Wpatrywałam się w nie. Walenie nie ustawało. Pewna osoba próbowała wyważyć drzwi. Mój puls przyspieszył. Dobrze, że po wyjściu Luke'a zasunęłam zasuwę inaczej byłoby pewnie już po mnie. Nagle nastała cisza. Nie na długo.
- Wiem, że tam jesteś skurwysynu! - usłyszałam donośny głos należący z pewnością do mężczyzny. Powoli wycofywałam się do tyłu. Modliłam się aby tylko o nic się nie potknąć. Prośby poszły na marne. Oczywiście musiałam trącić łokciem wazon stojący na drewnianym stole. Huk rozszedł się po całym mieszkaniu. Zacisnęłam mocno moje dłonie. Stałam nieruchomo oczekując na cud, albo na to, iż nieznajomy podda się i odejdzie. Bałam się być sama. Nawet oddychanie sprawiało mi trudność. Nie słyszałam niczego oprócz chyba odgłosów telefonu. Znowu nic. Czekałam, lecz sama nie wiedziałam na co. Po chwili moja komórka zaczęła dzwonić. Zerwałam się z miejsca i szybko odrzuciłam połączenie nie patrząc nawet na to kto dzwoni. Natychmiastowo wyciszyłam aparat.
Mógł to być zwykły zbieg okoliczności albo...
Nie, to nie możliwe. Prawda? 
Nasłuchiwałam wszystkiego bardzo dokładnie. Ten facet już na pewno zorientował się, że ktoś jest w domu. Pytanie tylko co z tym faktem zrobi? Usłyszałam ciche oddalające się kroki. Odszedł. 
Poczułam wibracje w mojej dłoni. Dostałam wiadomość. Nie śpiesząc się otworzyłam ją.


Następnym razem nie poddam się tak łatwo. Lepiej abyś miała przy sobie jakiegoś księcia na białym koniu. Kolorowych snów kochanie! 

                                                                                                K.


To był   o n.  Dobijał się do mieszkania Luke'a. Oni muszą się znać. To nie miało żadnego logicznego wyjaśnienia. Nie wpadłam nawet na jakikolwiek trop. Wszystko się plątało. To było błędne koło. Bez końca. Odczekałam jeszcze dziesięć minut i wyszłam z mieszkania. Rozglądałam się wokół mnie badając każdy najmniejszy szczegół. Mróz spowodował dreszcze na moim ciele. 
Zęby zaczęły szczękać. Było na prawdę zimno.
Jedyne co mi chyba wtedy zostało to wrócić do domu. Była już północ. Światło latarni rzucało pomarańczowy cień na śnieg pod moimi nogami. Niebo pokryte było licznymi, srebrnymi kropkami. Opatuliłam się ciaśniej  szalikiem. Ulice były puste. Nikt nie miał ochoty pałętać się kiedy na zewnątrz było poniżej minus dwudziestu stopni. Nie musiałam się za to obawiać jakiś pijanych imprezowiczów ani innych osób, no oprócz jednej. Przechodziłam właśnie obok jednego z lokalnych barów. Postanowiłam, że nie zbawi mnie piętnaście minut w tą czy w tamtą stronę. Weszłam do środka. Uderzył mnie mocny zapach alkoholu lecz za to było znacznie cieplej. usiadłam przy jednym z wolnych stolików. Rozejrzałam się oceniając wystrój lokalu. Ściany pokryte były czerwoną tapetą. Wszędzie wisiały stare, amerykańskie rejestracje, obrazy, znaki drogowe. Po mojej prawej stronie, tuż obok wejścia znajdowała się długa, drewniana lada, a za nią półki pokryte niezliczoną ilością butelek różnorodnych trunków. Barman leniwie polerował białą szmatką jeden z kieliszków. Odwróciłam wzrok. Miałam lepsze rzeczy do oglądania. 
W kącie pomieszczenia, gdzie nie docierało praktycznie żadne światło lamp siedziały dwie osoby. Chłopak i dziewczyna. Pomimo złej lokalizacji widziałam, że jest ona blondynką. Bardzo smukłą blondynką. Na jej twarzy rozpościerał się ogromny uśmiech kiedy patrzyła na swojego partnera. Ten natomiast miał ją w głębokim poważaniu. Jego uwaga była w pełni poświęcona mojej osobie. Rumieniec wpełzł ślamazarnie na moje policzki. Usłyszałam ciche chrząknięcie przez co musiałam odwrócić głowę w stronę kelnera. 
- Czy życzy sobie pani coś do picia, jedzenia? - zapytał przesłodzonym głosem.
- Mogłabym prosić o gorącą czekoladę?
- Oczywiście, już podaję. - odszedł równie szybko jak się zjawił. Spojrzałam ponownie na wcześniej obserwowaną parę. Tym razem widziałam tylko dziewczynę. Po chwili zrozumiałam gdzie jest chłopak. 
Szedł w moim kierunku. Stawiał kroki powoli, z wielką dokładnością lecz wyglądało to tak jakby nie wkładał w to żadnego wysiłku. Miał na sobie czarne spodnie i tego samego koloru bluzkę z długim rękawem. Jego brązowe oczy skanowały moją twarz. Nie czułam się zbyt komfortowo. Po chwili jednak uśmiechnął się. Zajął miejsce naprzeciwko mnie. Złożył ręce na stole, opierając na nich głowę. Nie miałam zielonego pojęcia jak powinnam zareagować. 
- Nie za późno na takie wyjście do baru? - zapytał. Niemalże poczułam wibracje z jego gardła kiedy wypowiadał te słowa. Przeszły mnie ciarki. Wmawiałam sobie, że to zapewne z zimna. 
- Ty też w nim jesteś. - stwierdziłam.
- Masz rację. - zaśmiał się delikatnie. - Jestem Jacob. A ty jak masz na imię? - uśmiechnął się życzliwie. Kiedy miałam mu odpowiedzieć telefon znajdujący się w mojej kieszeni zaczął wibrować. Cicho przepraszając przeczytałam wiadomość.



Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi Elle. Nawet nie wiesz kim są. 

                                                                                               K.


- Czy coś się stało? - odezwał się mój towarzysz. 
- Nie, zupełnie nic. Mam na imię Blair. - skłamałam. I tak nie miałam zamiaru ciągnąć dalej tej znajomości.
- A więc Blair, mieszkasz tutaj? - kontynuował naszą rozmowę dalej. 
- Przepraszam cię ogromnie ale chyba niestety muszę już wychodzić. -wstałam z miejsca i wzięłam płaszcz do ręki. Nie wiem dlaczego posłuchałam "K". 
Nie powinnam mu ufać.Nie powinnam ufać nikomu.
- Może cię odwieźć? - nie odpuszczał. Zaczęłam się coraz bardziej niepokoić. 
- Wydaje mi się, że twoja towarzyszka nie byłaby zachwycona tym pomysłem. 
- Ona mnie teraz nie obchodzi. 
- A powinna. Miło było cię poznać Jacob. - odwróciłam się do niego tyłem. W oddali usłyszałam tylko:
- Do zobaczenia - zaciął się - Blair. 


***
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem. Mam teraz praktycznie ostatni tydzień pracy w szkole więc potem rozdziały będą dodawane bardziej "regularnie"
Mam nadzieję, że ten post przypadł Wam do gustu no i oczywiście liczę na Wasze komentarze! xoxo 

4 komentarze:

  1. OMG!!!
    Boski!!!
    Ja che juz się dowiedzieć kim jest ten "K" !!!
    Czekam na next'a!!!
    Claudia xx.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle emocji! Świetnie podtrzymujesz napięcie!
    Życzę weny kochana! xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadal nie mogę otrząsnąć się po tym wszystkim...
    Ten facet w barze był BARDZO podejrzany
    Jestem niezmiernie ciekawa co wydarzy się w następnym rozdziale!
    Pozdrawiam! xx

    OdpowiedzUsuń
  4. Wazzzap?
    Po przeczytaniu tego rozdziału czuję tylko ciekawość. Po prostu muszę wiedzieć co dalej.

    Po co "K" dobijał się do mieszkania Luke'a? Skąd wiedział, że to Elle jest w środku? Gdzie poszedł Luke?
    I kim jest nasz tajemniczy Jacob? Odegra jakąś większą rolę? Znał Elle wcześniej?
    Ja na miejscu Elle chyba bym się zamknęła w piwnicy ok ;-;

    Rozdział super. Dużo opisów, dobre przejścia, atmosfera. Świetnie piszesz. :)

    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału i mam nadzieję, że będzie niedługo bo ten dodałaś tydzień temu, ale luz, nie śpiesz się. Ważne, żeby tobie też się podobał.

    Przesyłam szczęśliwego kopa w tyłek i życzę dużo weny! :D
    - @Ol_xd xo

    OdpowiedzUsuń