piątek, 25 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 19


 "Jest daleko od ciebie" . Jedyna osoba, która przychodziła mi teraz na myśl to Luke. Ale przecież on nie miał powodu aby kłamać. Zawsze mówiliśmy sobie prawdę. To ja byłam jedną z pierwszych osób, które dowiedziały się o jego przynależności do gangu w Holmes Chapel. Mi mógł powiedzieć wszystko... 
Była niedziela. Zawaliłam praktycznie cały tydzień szkoły więc musiałam nadrobić cokolwiek aby nie mieć zbyt dużych kłopotów w poniedziałek. Zadzwoniłam do Chloe z prośbą o lekcje. Po prawie półgodzinnej rozmowie, złożonej głównie z pytań mojej koleżanki uzyskałam to czego chciałam. Po odrobieniu wszelkich prac mogłam zająć się sobą. Rodzice mieli swoje zajęcia. Nie obchodziło ich teraz za bardzo co porabia ich córeczka lub czy dobrze się czuje. Zawsze tacy byli... 

Do głowy przyszła mi bardzo kusząca myśl. Ubrałam pospiesznie bluzę i powiadamiając rodziców o tym, iż wychodzę znalazłam się w końcu poza domem. Szłam stawiając spore kroki aby jak najprędzej znaleźć się w upragnionym miejscu. Słońce chyliło się już ku zachodowi ale ja dokładnie wiedziałam jakie rzeczy mogę zobaczyć dokładnie o tej porze. Wkroczyłam do lasu. Szłam mało uczęszczaną ścieżką, patrząc za siebie. Musiałam mieć pewność, że nikt nie przeszkodzi mi w mojej wyprawie. Kiedy byłam już prawie na miejscu usłyszałam odgłos łamanej gałązki. Znieruchomiałam wręcz natychmiastowo. Próbowałam zarejestrować, z której strony dochodził ten niepokojący dźwięk. Jedyne co byłam w stanie usłyszeć to mój oddech i nic innego. Panowała zupełna  c i s z a. Myśląc, że to zapewne niegroźne  zwierzątko ruszyłam dalej przed siebie. Kiedy w końcu dotarłam widok zaparł mi dech w piersi. Stałam na małym drewnianym moście, a pode mną płynął niczym nie wzruszony błękitny strumyk. Światło zachodzącego słońca oświetlało moją twarz i ogrzewało ciało. Kiedyś często przychodziłam w to miejsce podczas wakacji. Przyjeżdżaliśmy do Londynu co roku do zmarłej już ciotki Lilly. Ostatni raz byłam tu trzy lata temu. Od tego czasu nie odwiedzaliśmy już  tego miasta. To specjalnie dla mnie tata zbudował ten "kameralny" mostek - abym mogła zawsze bez problemu podziwiać niebywałe zachody płonącej kuli. Nigdy nie przyprowadziłam nikogo w to miejsce. Nikt go jeszcze nie widział. Było tylko moje, przynajmniej taką miałam nadzieję...
Usiadłam, a moje nogi zwisały luźno nad wodą. Pomimo tego, że żadna osoba nie powinna mieć zielonego pojęcia o tym miejscu czułam się dziwnie obserwowana. Rozglądałam się wokół, aż mój wzrok przykuła czyjaś sylwetka siedząca na ściętym pniu drzewa. Zielone oczy bacznie wpatrywały się we mnie. Na początku myślałam, że to zwykły bezdomny lecz po krótkiej chwili zastanowienia, wyjaśnienie tożsamości intruzja przyprawiło mnie o potężne palpitacje serca. Kiedy miałam się zerwać do ucieczki odezwał się swoim jak zwykle zachrypniętym głosem. To skutecznie zatrzymało mnie w miejscu.

- Nie odchodź Elle. - był w pełni opanowany. Czasami zastanawiałam się czy aby na pewno nie jest na jakiś środkach uspakajających. Stałam nadal na mostku z szeroko otwartymi oczyma. Nie miałam pojęcia jakim pieprzonym cudem trafił w to miejsce albo z jaką precyzją musiał mnie śledzić - wybitną...
Zwlókł się z pnia i ruszył powolnym krokiem w moją stronę. Był niemal pewny, że się nigdzie nie ruszę. Postanowiłam pozbyć go jego własnych złudzeń. Odwróciłam się w przeciwną stronę i zaczęłam przedzierać się przez gałęzie krzaków. Nie patrzyłam za siebie ale mogłam niemal wyczuć, że podąża za mną z szerokim uśmiechem przypiętym do twarzy. Czułam się jak mała myszka, która próbuje uciec do nieistniejącej dziury przed strasznym, czarnym kotem. Nagle poczułam na ramieniu jego uścisk. Był na tyle mocny, że musiałam się zatrzymać. Stałam tyłem do Harry'ego. Na szyi czułam tylko jego ciężki oddech, który przyprawiał mnie o nieustępliwe fale dreszczy. Zbliżył się jeszcze bardziej i szepnął  do ucha:

- Chciałem ci tylko pokazać, że nie jestem tak straszny jak myślisz. 
- Co w związku z tym? - odpowiedziałam niepewnie.
- Porozmawiaj ze mną... - powiedział jakby było to wręcz oczywiste. Odwróciłam się do niego przodem. Nasze twarze dzieliły zaledwie cztery centymetry. Wyzywająco patrzyłam się w te zielone oczy i zastanawiałam się nad właściwą odpowiedzią. Byłam strasznie ciekawa tego co może mi przekazać, co może mi   u d o w o d n i ć.
Pokiwałam lekko głową, na znak, że jestem przychylna jego propozycji. Kąciki  ust Harry'ego uniosły się minimalnie w górę. Chwycił moją dłoń, już tym razem znacznie delikatniej i pociągnął w stronę mostku. Usiadł na nim i poklepał miejsce obok siebie.  Pewnie z daleka wyglądaliśmy jak cudownie zakochana para właśnie świętująca piątą rocznicę związku. Tak nie było...

- To o czym chcesz porozmawiać? - powiedziałam ostentacyjnie. 
- Dlaczego się mnie boisz Elle?
- Nie boję się ciebie...
- Nie rozśmieszaj mnie Ell. - widać, że znacznie poprawiłam mu humor.
- Jesteś wszędzie gdzie ja i akurat w czasie, w którym nie powinno cię być.
- To czysty przypadek. - odrzekł obojętnie.
- Czyli czystym przypadkiem nazywasz to, że widziałam ciebie i Louis'a na plaży wczoraj? - uśmiech zszedł mu z twarzy, a na jego miejsce wskoczył wyraźny grymas.
- Miałem ważne sprawy do załatwienia w Holmes Chapel. To, że postanowiliśmy zejść na plażę zobaczyć co się dzieje nie było moją winą. - odrzekł w pełni poważnie. Przełknęłam gulę formującą się w moim gardle, utrudniającą oddychanie. Nie wierzyłam mu. Nie wierzyłam, że wszystkie te spotkania to czysty zbieg okoliczności. 
Nie tyle razy...
Po kilki minutach "traumatycznej" jak dla mnie ciszy postanowiłam się odezwać.

- Opowiedz mi coś o sobie. - spojrzał na mnie lekko zaintrygowany. 
- Mianowicie?
- Gdzie się urodziłeś, czy masz rodzeństwo? I tak właściwie ile masz lat, bo wyglądasz staro. - na ostatnie słowa zaśmiał się cicho. Widać, że jego nastrój zmienił się diametralnie. 
- A więc, urodziłem się w Holmes Chapel. Mam starszą siostrę, o imieniu Gemma. Oraz masz rację, nie jestem w twoim wieku. Mam dwadzieścia lat. 
- Ile lat ma twoja siostra?
- Ma dwadzieścia cztery lata. 
- Oh. - jedynie na taką odpowiedź było mnie wtedy stać. Nie chciałam dopuścić aby między nami znów zapanowała niezręczna cisza, lecz nie miałam żadnych pomysłów na dalszy ciąg naszej konwersacji. 
- Chcesz popuszczać statki? - odezwał się po chwili Harry. W jego oczach mogłam zobaczyć dziecinną radość z zaproponowanego pomysłu. 
- Statki? - zapytałam niepewnie. 
- No, nie mów mi, że ich nigdy nie puszczałaś. To najlepsza rzecz na świecie! 
- Tak się składa, że nie wiem co to...
- Dziewczyno, straciłaś dzieciństwo. Chodź, nauczę cię! - chwycił mnie za rękę i pomógł wstać. Pobiegł szybko do pierwszego lepszego drzewa i oderwał od jego pnia korę. Następnie scyzorykiem wyjętym wcześniej z kieszeni wydrążył w niej małe zagłębienie. Urwał niewielki kawałek jakiegoś patyczka i wbił w dziurę. Na patyk nadział listek. Dumny oglądał swoje dzieło po czym pokazał mi. Cieszył się jak mały chłopiec, który zrobił nie wiadomo jak cudowną rzecz. 

- Widzisz? To jest dopiero sztuka życia. - jego twarz pokrywał ogromnych rozmiarów uśmiech. Ostrożnie podał mi statek. Obejrzałam go ze wszystkich stron, po części aby Harry czuł się doceniony... Wziął go ode mnie i zbliżył się do wody. Delikatnie "położył" dzieło na tafli . Strumyk porwał statek ze sobą. Staliśmy tak i podziwialiśmy zabawkę Harry'ego odpływającą wraz z nurtem.  Potem również i ja wkręciłam się w konstruowanie przeróżnych "obiektów pływających". Nasza zabawa trwałaby pewnie dalej w najlepsze gdybym nie spostrzegła, że słońce już dawno temu zaszło. 

- Wiesz, chyba powinniśmy się już zbierać. Od dawna jest ciemno. - pomimo, że nie widziałam dokładnie twarzy Harry'ego to mogłam dostrzec, że spochmurniała. Wbrew wszystkim moim przypuszczeniom chwycił mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę mojego domu. Dziwnie czułam się idąc z nim w  t e n  sposób. Nie odważyłam się na niego spojrzeć. Obawiałam się, że jego humor znów ulegnie zmianie. Wyszliśmy z lasu. Ulice oświetlone były niewielką ilością światła pochodzącego ze starych latarni. Po kilkunastu minutach marszu dotarliśmy do mojego domu. 

- Dziękuję za to, że mnie zatrzymałeś. Świetnie się bawiłam. - powiedziałam nieśmiało.
- To ja ci dziękuję Ell. Za to, że mi zaufałaś i za twoją obecność. 
Przytuliłam go delikatnie. Nadal nie chciałam aby wyobrażał sobie nie wiadomo co. Nie ufałam mu ze względu na brak odpowiedzi, dotyczących najważniejszych pytań. Harry zbyt dużo skrywał. Zbyt dużo...
Kiedy weszłam do domu zastałam niezwykle wyczekiwany widok.

- Luke?



***
Dziękuję Wam za ostatnie komentarze. Z nimi pisze się o wiele lepiej. ;)
Mam nadzieję, że ten rozdział przekonał Was trochę do Harry'ego, lecz nie wszystko jest takie, na jakie wygląda...



czwartek, 17 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 18

Nie mogłam oddychać. Nie dowierzałam w to, że pomimo takiej odległości od domu nadal ktoś może mnie zlokalizować. Wszyscy wokół mnie byli tacy radośni i przede wszystkim mocno pijani. Przypatrywałam się dokładnie każdej osobie, która przechodziła w zasięgu mojego wzroku. Co chwilę myślałam, że znalazłam "K" lecz w końcu przypominałam sobie, że raczej go już tu nie ma. Byłby głupcem gdyby został.  Założyłam na siebie sweter, w którym przyjechałam ponieważ chłód dawał się już we znaki. Powoli wszyscy rozchodzili się do swoich domów. Tylko ja tkwiłam w jednym miejscu, pogrążona w swojej wewnętrznej traumie i katastrofie. Szukałam jakichkolwiek motywów, którymi mógłby kierować się mój prześladowca. Po krótkiej chwili do głowy przyszła mi dziwna myśl. Co jeśli  H a r r y  ma coś wspólnego z "K"?  Przecież na pewno się dzisiaj nie przewidziałam. Byłam pewna, że na brzegu stali Louis i Hazz. Być może cały czas mnie śledzili dlatego "K" miał takie informacje. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej odszukać Luke'a. Jedynie on mógł cokolwiek z tym wskórać. Nie miałam pojęcia gdzie się podziewa. Nie odebrał ani jednego telefonu ode mnie. Wzrokiem odszukałam Summer i podbiegłam do niej. Na plaży, wokół już lekko wygasłego ogniska tańczyło jeszcze pare osób. 
- Summer, tak mi przykro ale muszę już wracać. 
- Jak to? Co się stało? - widać, że była bardzo zaniepokojona moją nagłą zmianą planów. 
- Rodzice mnie potrzebują. Obiecuję, że niedługo wszystko ci wyjaśnię. Już niedługo... - przytuliłam ją mocno i odeszłam. 
Spojrzałam na ekran mojego telefonu. Było już grubo po trzeciej. Szłam szybkim krokiem w stronę jakiegoś przystanku autobusowego czy czegoś w tym stylu. Została mi jeszcze reszta z biletu na pociąg lecz zdecydowanie za mała aby kupić kolejny. Co chwilę obracałam się za siebie aby skontrolować czy na pewno nikt za mną nie podąża. Moje ciało drżało owiewane co chwilę chłodnymi podmuchami wiatru. Usłyszałam warkot silnika. Zignorowałam go. Lecz dźwięk wydawał mi się dziwnie znajomy. Po krótkiej chwili ujrzałam to same auto, które dzisiaj podwoziło mnie ze stacji. Jechało tuż obok mnie, tym samym tempem, którym się poruszałam. Tym razem cabriolet był wyposażony w dach. Szyba od mojej strony opuściła się w dół. Nadal nie zaprzestałam mojego marszu. Serce wyrywało się z mojej piersi. Usłyszałam po raz pierwszy gruby głos kierowcy.

- Elle nie karz mi tak długo czekać.
- O nic cię nie proszę. - powiedziałam twardo. 
- Wyglądasz jakbyś błagała o moją pomoc. - zaśmiał się głośno. Dobra, może faktycznie byłam w małej opresji ale z pewnością nie było to tak widoczne. - No dalej, w moim samochodzie jest ciepło i ładnie pachnie. - powiedział kusząco. 
- Jezu, dobra. - wydusiłam z siebie.
 Z wielkim ociąganiem się, wsiadłam do samochodu. Musiałam przyznać mu rację- faktycznie było cieplej niż na zewnątrz i pachniało sosnowym lasem. Jechaliśmy dosyć szybko i w kompletnej ciszy. Przypatrywałam się drzewom, które mijaliśmy po drodze. Lecz doszło do mnie, że nawet nie wiem jak ten chłopak ma na imię.

- Jak masz na imię?
- Czyli gramy teraz w dwadzieścia pytań? - zaśmiał się.
- Nie, tylko jestem ciekawa. - powiedziałam delikatnie oburzona. 
- Skoro tak bardzo nalegasz... Mam na imię Kyle. - spojrzał się na mnie łagodnym wzrokiem. - To gdzie cię podwieźć? 
- Wystarczy do jakiegoś przystanku...
- Mówiąc gdzie cię podwieźć miałem na myśli gdzie mieszkasz. Może nie wyglądam nie wiadomo jak, ale nie zostawię dziewczyny o prawie czwartej nad ranem na jakimś przystanku, nie wiadomo gdzie. - spojrzałam na niego zaskoczona. - To gdzie mieszkasz? - zapytał, nadal bardzo delikatnie. 
- Emm w Londynie na Caldwell Street. - odpowiedziałam mu cicho. 
- No to mogę śmiało powiedzieć, że czeka nas nie byle jaka podróż Elle. - wyszczerzył się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech. Przez resztę drogi wypytywaliśmy się siebie nawzajem o przeróżne drobiazgi. Przynajmniej dowiedziałam się jaki jest jego ulubiony smak lodów lub jaki rodzaj żelków preferuje. Kiedy rozpoznałam już zarys ulicy, na której mieszkam było już dawno po szóstej rano. Byłam wykończona lecz jeszcze bardziej było mi żal Kyle'a. Chłopak miał widocznie zmęczone oczy i wyraz twarzy jakby w przeciągu sekundy miał zasnąć. Wyczołgałam się ostatkiem sił z auta. Przedtem podziękowałam mojemu kierowcy. Kiedy otwierałam już drzwi od domu poczułam czyjąś obecność za moimi plecami. Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się Kyle.

- Słuchaj Elle, pomijając fakt, że jest szósta rano i nie spałem od jakiś dwudziestu godzin to naprawdę miło spędziłem z tobą czas. - powiedział to i podrapał się po karku. Zaśmiałam się na te słowa. Pomimo prostoty były urocze.
- Nie ukrywam, ja też miło spędziłam z tobą czas, a teraz jeśli pozwolisz chciałabym wreszcie zamknąć oczy. Sądzę, że tobie to też dobrze zrobi. Więc dobranoc Kyle. - nie czekając na jego odpowiedź pocałowałam go w policzek i weszłam do domu. Sama byłam zaskoczona tym co zrobiłam ale w sumie to nie żałowałam. Kroki stawiałam bardzo uważnie i jak najciszej się dało, aby tylko nie obudzić rodziców. Dom z dnia na dzień wyglądał coraz lepiej. Zauważyłam, że ściany w salonie i kuchni są już wstępnie pomalowane. Byłam pewna, że to głównie zasługa kolegów Luke'a. Na samą myśl o moim przyjacielu uśmiech z twarzy zszedł w zaskakująco szybkim tempie. Odtrącając od siebie wszelkie pesymistyczne scenariusze wydarzeń dotarłam do mojego pokoju. Zdjęłam z siebie już trochę brudne ubrania i wręcz rzuciłam się na łóżko. Nie musiałam długo czekać na sen. Ten przywitał mnie z otwartymi ramionami. 

- Elle... - obudziły mnie ciche słowa bodajże mojej mamy. Tak naprawdę nie byłam jeszcze w pełni przytomna. Otworzyłam leniwie oczy, mrużąc je od nadmiaru słońca w sypialni. 
- Tak mamo? - powiedziałam szeptem. Każdy szelest czy głośniejszy dźwięk nie działał na moją głowę zbyt korzystnie. 
- Myślałam, że jedziesz na weekend do koleżanki.
- Która godzina?
- Siedemnasta kochanie. - ta wiadomość niezbyt mnie zaskoczyła. Wiedziałam, że po tak nieprzespanej nocy nie wstanę wcześniej niż przed piętnastą. Usiadłam powoli na łóżku i przeczesałam palcami moje poburzone włosy. 
- No widzisz... Jednak jestem w domu. Dasz mi pół godziny abym mogła się doprowadzić do jakiegoś ludzkiego stanu?
- Oczywiście. - potem usłyszałam cichy odgłos zamykanych drzwi. Opadłam z powrotem na łóżko. Zastanawiałam się skąd "K" wziął się na plaży. Musiał mnie śledzić. Co oznacza, że był we wszystkich miejscach związanych z moją przeszłością...
Teraz wiedział już o mnie praktycznie wszystko. I to wyjaśniałoby też  dlaczego Harry zatrzymał mnie w drodze na stację. Co jeśli to jeden z  n i c h   jest "K"? Prędko odrzuciłam od siebie tę myśl. To niemożliwe abym gościła u siebie w domu mojego prześladowcę i widziała go w samych bokserkach. Sam by się tak nie wkopał i nie naraził. Chociaż przynajmniej tak chciałam  myśleć. Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Błagając aby nie była to TA osoba otworzyłam wiadomość.



Mam zagadkę: kto jest rannym ptaszkiem? - na pewno nie Elle!   

                                                                           K.


- Boże. Odczep się! - krzyknęłam w poduszkę. Wbrew pozorom bycie obserwowanym na każdym kroku nie jest specjalnie miłe...  Skoro w jakże efektowny sposób zostałam przebudzona po raz setny spróbowałam dodzwonić się do Luke'a. Po paru sygnałach odebrał lecz nie dałam mu dojść do głosu.

- Boże! Luke, ty żyjesz! Wiesz jak ja się martwiłam?!
- Spokojnie Ell. Nic mi nie jest. Napisałem, że nie będzie mnie kilka dni...
- Ale nie wspomniałeś, że nie będziesz dawał znaku życia!
- Przepraszam Ell. Jedynie to mogę powiedzieć ci w tej sytuacji.
- Ok, załóżmy, że ci wybaczam. Kiedy wracasz?
- Prawdopodobnie w poniedziałek. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
- Luke, znasz moją opinię w tej sprawie... Nie chcę abyś narażał się dla moich rodziców.
- A ja naprawdę chcę pomóc twoim rodzicom i zwłaszcza tobie. Wiem, że mogę coś zdziałać. 
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Skoro czujesz się taka winna to zaraz po tym jak przyjadę zrobisz mi masę gofrów, ok?
- Niech ci będzie. Masz na siebie uważać.
- Obiecuję mamo.

Po tej rozmowie nadal nie byłam do końca spokojna. Jedyne co mnie pocieszało to, że jest cały oraz, że wraca w poniedziałek. Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni.  Nie zastałam tam nikogo z domowników. Zrobiłam sobie kanapki i poszłam z powrotem do pokoju. Stwierdziłam, że nie ma sensu przebierać się z mojej prowizorycznej piżamy ponieważ zaraz i tak będę musiała się w nią wcisnąć. Moją małą, osobistą ucztę ponownie przerwał telefon. Przez chwilę miałam wrażenie, że zwrócę całą zawartość mojego talerza.



Wiesz niektórzy z miłości są zdolni do kłamstwa tylko po to aby ochronić swoją ukochaną osobę. Jak myślisz kto jest kłamczuchem? 
Podpowiedź: jest dalekooo od ciebie...

                                                                                 K.
                                                                                     


***

Ostatnio coraz rzadziej dodawałam rozdziały i chciałam Was ogromnie za to przeprosić. Przez ostatnie tygodnie nauczyciele strasznie nas męczyli i sama nawet nie miałam pomysłów na kolejne posty.
Statystyka, o dziwo coraz bardziej spada. Nie mam pojęcia czym jest to spowodowane... Jeżeli chcecie abym cokolwiek poprawiła czy zmieniła śmiało skomentujcie. Zależy mi na tym aby treści, które dodaję cieszyły coraz to liczniejsze grono ludzi. Wbrew pozorom nawet krótkie komentarze napawają mnie większą ochotą do pracy i dają dużego kopa do pisania. Zależy mi na czytelnikach ponieważ chcę sama sobie udowodnić, że potrafię zrobić coś, co nie okaże się kolejną porażką...  Teraz będę miała przerwę od szkoły więc postaram się dodać kilka nowych rozdziałów.
 WESOŁYCH ŚWIĄT!

sobota, 12 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 17

Spojrzałam niepewnie na chłopaka siedzącego na miejscu kierowcy. Ten tylko uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco i puścił oczko. Odwróciłam głowę w przeciwną stronę i podziwiałam piękne, już dawno nie widziane krajobrazy. Wszystkie drzewa, krzewy i domy były niezwykle bliskie mojemu sercu.  Chwilę potem zaczęłam już kojarzyć drogę, którą jechaliśmy. Była to trasa do mojej starej szkoły. Nie wiedziałam jaki był cel gry, lecz jak dotąd było cudownie. Kiedy staliśmy na światłach miałam okazję przyjrzeć się lepiej mojemu kierowcy. Chłopak wyglądał na około 20 lat. Brązowe włosy opadały mu na czoło tworząc grzywkę.  Tego samego koloru oczy bacznie wpatrywały się w jezdnię, pilnując aby nie przegapić momentu pojawienia się upragnionego zielonego światła. Na nieskazitelnej twarzy widniał kilkudniowy zarost, który dodawał mu powagi. Ubrany był w biały t-shirt przez, który prześwitywały czarne tatuaże. W tamtej chwili na myśl przychodziła mi tylko jedna osoba - Harry. Do mojego umysłu wkradła się bardzo męcząca myśl. Zastanawiałam się, czy to co powiedziałam mu kilka godzin temu było prawdziwe. Czy JA chciałam to powiedzieć. Musiałam przyznać przede wszystkim samej sobie, że żałuję tego co się wydarzyło. Teraz załatwiłabym to zupełnie inaczej, a przede wszystkim delikatniej. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głośny warkot silnika oznaczający, że światła w końcu się zmieniły. Teraz byłam pewna, że jedziemy do mojej szkoły. Wjechaliśmy powoli na podjazd,a chłopak zaparkował auto. Wysiadł, obszedł samochód i otworzył mi drzwi z drugiej strony. Uśmiechnęłam się lekko na ten gest. To było naprawdę urocze. Zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać wyjął ze swojej kurtki kolejny świstek papieru i bez żadnego słowa wyjaśnienia wręczył mi go. Nie czekał aż przeczytam zawartość wiadomości tylko wsiadł z powrotem i odjechał zostawiając mnie zupełnie zdezorientowaną. Natychmiast otworzyłam list. 

Słonko, stwierdzam, iż powinnaś spokojnie trafić do naszego ulubionego miejsca. 
MMM SMACZNEGO! 

                                                                                                   Summer.

- Ulubione miejsce, tylko gdzie? - odwróciłam się przodem do szkoły i zdałam sobie sprawę jaka byłam głupia. Przecież naszym ulubionym miejscem podczas przerw była stołówka. Dokładnie - ostatni stół od okien. Stamtąd było doskonale widać boisko. Podczas przerwy obiadowej chłopcy ze starszych klas zawsze mieli trening lacrosse. Uwielbiałyśmy przypatrywać się im i śmiać  z innych dziewczyn, które piszczały na ich widok. My miałyśmy chociaż więcej klasy...  Biegiem ruszyłam w stronę wejścia. Bez problemu dostałam się do środka. Mijałam po kolei sale, w których kiedyś pisałam testy, dostawałam uwagi czy pały. W końcu dotarłam do stołówki. Wzrokiem odnalazłam "nasz" stolik i z uśmiechem podeszłam do niego. Leżała na nim moja ulubiona kawa ze Starbucks'a i karteczka samoprzylepna. Widniał na niej napis złożony z naprawdę małych literek.

Myślisz, że zapomniałam? NIGDY! Pamiętasz "taką sytuację" na boisku w siódmej klasie...? 
  Powodzenia!  
   
                                                                                                         Summer.


Przez krótką chwilę zastanawiałam się o jaką sytuację może chodzić. W końcu do mojej pamięci zapukało TO wydarzenie. Nie myślałam, że Summer nadal będzie pamiętać wszystko co jej mówiłam. Ruszyłam w stronę boiska przypominając sobie co dokładnie robiłam i z k i m ... Pod koniec siódmej klasy, na imprezie organizowanej w szkole wszyscy razem graliśmy w butelkę. Pamiętam, że nie zainteresowała mnie zbytnio ta gra, więc poszłam się przejść i ochłonąć po wcześniej wypitych piwach, które kilku moich kumpli przemyciło na bal. Było już ciemno ale ja dokładnie znałam drogę na boisko. Usiadłam na samym środku, i próbowałam się odprężyć i pozbyć negatywnych skutków picia alkoholu. Kilka chwil potem poczułam czyjeś dłonie na moich oczach. Nie miałam pojęcia kto to może być. Silne ręce oplotły moją talię podnosząc mnie do góry. Dopiero wtedy mogłam ujrzeć twarz tej osoby. Naprzeciwko mnie stał Mike z mojej klasy, który od zawsze był wyjątkowo bliski mojemu sercu. Nie czekając na jakiekolwiek pytania z mojej strony  jego palce musnęły skórę w okolicach obojczyka. Odgarnął włosy z szyi na bok. Usta powędrowały na wcześniej odkryte miejsce. Lekko zassał skórę, by po chwili skubnąć zębami płatek ucha. Otworzyłam oczy ze zdziwienia oraz z nieopisanej przyjemności. Po chwili złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jednak ja nie potrafiłam cieszyć się tą chwilą. Jak zawsze w mojej głowie zamiast euforii szczęścia rodziło się coraz więcej pytań i przypuszczeń. Po tym incydencie spotkaliśmy się jeszcze parę razy ale jego matka zginęła w wypadku samochodowym i wraz z ojcem wyprowadził się do Stanów. Na początku bardzo to przeżywałam ponieważ myślałam, że Mike mógłby być  t y m  chłopakiem. Pomimo wszystkich tych zdażeń i różnorodnych sytuacji nigdy nie żałowałam, że zdecydowałam się pójść wtedy na boisko... Kiedy dotarłam wreszcie na miejsce niczego szczególnego nie zauważyłam. Dopiero po chwili zorientowałam się, że do jednej z bramek przywiązany jest różowy balonik napompowany helem. Odwiązałam go i przeczytałam kolejną karteczkę od Summer. 

Balon mówi sam za siebie. Dobrze wiesz o czym myślę...

                                                                                           Summer.

Zaśmiałam się głośno z jej pomysłów. Chodziło jej oczywiście o plażę, na którą zabrała mnie kiedyś w tajemnicy przed rodzicami aby wręczyć mi prezent urodzinowy. Była to cudowna bransoletka zrobiona przez nią, przywiązana do balona napompowanego helem.  Doskonale pamiętam jak siedziałyśmy na plaży aż do północy. Przypatrywałyśmy się gwiazdom i jadłyśmy pianki podpieczone na małym ognisku. To były najcudowniejsze urodziny jakie kiedykolwiek przeżyłam. Teraz wiedziałam co na celu ma ta gra. Miała mi przypomnieć wszystkie najpiękniejsze chwile spędzone w Holmes Chapel i z moją przyjaciółką. Tak bardzo żałowałam, że nie mogę znów zamieszkać w tym miasteczku. Pragnęłam zamknąć oczy i obudzić się w moim starym łóżku i w  małym pokoju. Jednak to było niemożliwe. Poczułam jak po moim policzku spływa coraz więcej łez. Pospiesznie je wytarłam i skierowałam się w stronę plaży, która była parę ulic od szkoły. Szłam może pięć minut i kiedy wreszcie dotarłam na miejsce zapadł już zupełny zmrok. Nie widziałam żadnych świateł ani ludzi. Nie dowierzałam, że Summer mogłaby mnie tak wystawić. Kiedy miałam już wracać usłyszałam krzyk i głośne brawa. W jednej sekundzie plaża została oświetlona tysiącami lampeczek, a w tle rozbrzmiała głośna muzyka. Stałam tak oszołomiona i nie wiedziałam co mam robić. Zauważyłam drobną postać, o pięknych blond włosach zmierzającą w moim kierunku. Rzuciłyśmy się sobie na szyję, nie wierząc, że dzieje się to naprawdę. Wszyscy wokół nas śmiali się i klaskali. Rozpoznałam wiele twarzy, które spotykałam na szkolnym korytarzu. 
- Tak bardzo tęskniłam Elle. - szeptem powiedziała Summer nadal mnie nie puszczając.
- Ja też ... - kiedy wreszcie poluzowała swój uścisk dostałyśmy po kubku z alkoholem i mogłyśmy zacząć się bawić. Rozmawiałam z moimi koleżankami z klasy i chłopakami z drużyny lacrosse. Wszyscy przyszli dla mnie... Tańczyłyśmy  razem przykuwając tym wzrok wielu osobników płci przeciwnej. Ktoś rzucił pomysł kąpieli w morzu. Nie czekając dłużej zdjęłyśmy z siebie ubrania wierzchnie i podążyłyśmy w stronę wody. Chłopcy już dawno byli zanurzeni i zachęcali nas do wejścia. Kiedy zamoczyłam stopę w wodzie od razu się cofnęłam. Była naprawdę chłodna. 
- Elle, dawaj! Wcale nie jest taka zimna! - krzyknął Noel.
- Jest lodowata! - nie poddawałam się tak łatwo. Zauważyłam, że wynurza się z wody i idzie w moją stronę. Rzuciłam się do ucieczki lecz ten i tak mnie dogonił. Przerzucił sobie przez ramię niósł w kierunku wody. Krzyczałam i śmiałam się jednocześnie. Wdrapałam się jak najwyżej mogłam byle by nie mieć styczności z zimną cieczą. Moje próby poszły na marne. Zanim zostałam całkowicie i brutalnie zanurzona w wodzie zauważyłam dwie dobrze znane mi sylwetki. Otworzyłam szeroko oczy nie dowierzając. Na brzegu stali Harry i Louis. Trzymali ręce w kieszeniach spodni i bacznie mi się przyglądali. Nie zdołałam zarejestrować nic więcej ponieważ znalazłam się pod wodą. Kiedy się wynurzyłam nikogo już nie zobaczyłam. Kąpaliśmy się jeszcze kilkanaście minut ochlapując  wzajemnie oraz podtapiając. Wyszłam na jeszcze ciepły piasek i wygodnie ułożyłam na ręczniku. Te chwile był cudowne. Usłyszałam sygnał mojego telefonu. Odblokowałam go pospiesznie i tak jak szybko to zrobiłam równie tak samo żałowałam. 


Ciesz się ostatnimi szczęśliwymi godzinami życia Elle.  

                                                                                              K. 


Wraz z wiadomością przysłany został załącznik. Drżącymi dłońmi postanowiłam go otworzyć. Moje zdenerwowanie osiągnęło najwyższy poziom. Było to zdjęcie zrobione kilka minut temu, kiedy Noel nosił mnie na barana. "K"  t u   b y ł ...











sobota, 5 kwietnia 2014

ROZDZIAŁ 16

Otworzyłam szeroko swoje oczy. Nie dowierzałam, że jeszcze kiedykolwiek go usłyszę.  Kiedy wyjeżdżałam z Holmes Chapel pogodziłam się już z tym iż prędko nie ujrzę posiadacza tego pięknego głosu. Głosu, który zawsze potrafił mnie uspokoić i rozweselić w trudnych chwilach. 
- Summer! - krzyknęłam głośno.
- Widzę, że jednak się za mną stęskniłaś.
- Nawet nie wiesz jak.
- Boże nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że nie ma cię obok mnie. Nawet najprostsze rzeczy są dla  niebywale ciężkie do zrobienia. Wszyscy ogromnie tęsknimy. Właśnie z tego powodu dzwonię słonko. Jest propozycja. - ostatnie zdanie zostało wypowiedziane w sposób bardzo kuszący. Wiedziałam co ma na celu Summer. Chciała za wszelką cenę przekonać mnie do jej planu. Wiedziałam, że prędzej czy później się na to zgodzę lecz chciałam się z nią jeszcze pobawić.
- Tak? Jaką? - chciałam brzmieć jak najbardziej obojętnie jednak nie mogłam zgasić w sobie tego wielkiego uczucia rosnącej ekscytacji.
- Nie mogłabym nazwać tego niespodzianką gdybym ci wszystko powiedziała. Musisz się najpierw zgodzić i zaufać mi oraz moim zdolnościom organizacyjnym. - próbowałam wykombinować co mogłaby zrobić moja szalona przyjaciółka. Ciekawość wzięła górę.
- Ok, zgadzam się. Teraz mów.
- Jest! - wybuchnęła. - Znaczy ok. - poprawiła się już bardziej oficjalnym tonem. - Musisz robić wszystko co ci powiem, rozumiesz?
- Tak, jasne.
- Jedyne co musisz ze sobą wziąć to telefon i jakąś kasę. Przekonaj jakoś rodziców, że nie będzie cię w weekend. Jeśli już to zrobisz zadzwoń. - powiedziawszy to rozłączyła się. Zapowiadała się niezła gra... Pośpiesznie zeszłam na dół do rodziców. Modliłam się aby byli w dobrym nastroju. Moje myśli nadal zajmowała sprawa Luke'a. Nie chciałam nawet przypuszczać jakie kontakty musi mieć aby móc cokolwiek wskórać w tej sprawie. Wiedziałam, że muszę się czymś zająć aby nie popaść w paranoję i, że propozycja Summer spadła mi prosto z nieba lecz obwiniałam się za to iż nie modlę się za mojego przyjaciela, lub czymkolwiek dla mnie był, albo, że nie czuwam przy jakieś świętej figurce za jego zdrowie. Nie miałam pojęcia co się z nim działo i gdzie się podziewał. Mogłam jedynie posyłać ciche prośby aby wrócił do mnie cały i zdrowy.  Rodziców zastałam w salonie. Matka pisała coś na laptopie, a ojciec żywo z kimś rozmawiał. To mogła być moja okazja. Mamę zawsze było łatwiej do czegokolwiek przekonać. Usiadłam na przeciwko niej w wygodnej, białej kanapie. Zaciągnęłam się powietrzem i zebrawszy całą moją odwagę i determinację postanowiłam do niej przemówić.
- Mamo, jest sprawa. Koleżanka ze szkoły zaprasza mnie do siebie na weekend. Wiesz aby odreagować czy coś. Mogę? - źle się czułam okłamując ją ale to był najprawdopodobniej jedyny sposób aby wreszcie zobaczyć Summer. Badałam uważnie całą jej twarz. Szukałam poszlak, które doprowadziłyby mnie do odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. Rodzicielka oderwała swoje oczy od ekranu laptopa i spojrzała na mnie. Chwilę zastanawiała się nad czymś. Widziałam dokładnie dwie zmarszczki, które uformowały się na jej czole pod wpływem intensywnych myśli. Zacisnęłam mocno kciuki próbując wywołać w ten sposób trochę szczęścia, które ostatnio gdzieś się zagubiło. W oddali nadal było słychać podniesiony głos taty.
- Dobrze - powiedziała w pełni spokojnie. Nie wierzyłam, że dało się ją tak łatwo przekonać. Już bardziej opierała się przed moim wyjściem do kina czy na łyżwy w ferie. Ostatnie zdarzenia musiały podziałać na nią bardziej niż myślałam. Przytuliłam ją szybko i wyciągając z portfela 20£ wybrałam numer mojej przyjaciółki. Pożegnałam się jeszcze z ojcem posługując się migami i wyszłam przed dom. Czekałam chwilę zanim odebrała. 
- Jestem twoja na cały weekend.
- O mój Boże! Znaczy, a ok. Teraz idź na najbliższą na stację kolejową znajdującą się na Street Lime i wsiądź w pociąg jadący do Holmes Chapel. Z tego co się orientuję odjeżdża za 20 minut.
- Mogę się zapytać skąd to wszystko wiesz? - zapytałam lekko zszokowana. 
- Jeżeli organizuje się grę należy znać zasady, pułapki oraz trasę. Nawet nie wiesz ile rzeczy można znaleźć w necie. - roześmiałam się głośno po czym rozłączyłam. Szłam pospiesznie w stronę ulicy wskazanej przez Summer dopóki nie poczułam czyjejś ręki na moim ramieniu. Zatrzymała mnie ona gwałtownie i odwróciła przodem do jej właściciela. Wytrzeszczyłam oczy. Sprawcą tego "zamieszania" był oczywiście Harry. Nie widziałam go od kilku dni i miałam cichą nadzieję, że odpuścił sobie wpieprzanie się w moje życie. Jednak on musiał  jak zwykle pokrzyżować moje plany. Stał  przede mną z naprawdę poważną miną. Patrzył  jakbym popełniła najcięższe przestępstwo. Nie wiedziałam wtedy czego ode mnie oczekuje.  
- Gdzie jedziesz? - powiedział twardym głosem. Po moim ciele od razu powędrowało miliony małych dreszczy. Było to bardzo irytujące, że ktoś taki jak on potrafił oddziaływać w ten sposób na mnie. Zmarszczyłam brwi, głęboko rozmyślając nad jego pytaniem oraz odpowiedzią. 
- Nie powinno cię to w jakikolwiek sposób obchodzić. - wypowiedziałam te słowa pewnie, patrząc mu prosto w oczy. Musiał zobaczyć, że się go nie boję. Z zamiarem ruszenia w dalszą drogę odwróciłam się w kierunku, który sobie wcześniej obrałam. Po raz kolejny poczułam rękę na ramieniu. Leniwie, ociągając się raczyłam spojrzeć na mojego rozmówcę. Widać było, że me zachowanie coraz bardziej go irytuje. Wyrwałam się z jego uścisku i delikatnie rozmasowywałam swoje ramię, które piekło mnie od jego dłoni. 
- Zostaw mnie w końcu w spokoju. Nie widzisz co robisz?! Rujnujesz moje życie! Kontrolujesz mnie, zjawiasz się nie wiadomo skąd wtedy, kiedy nikogo obok mnie nie powinno być. Zawsze jesteś blisko! Nie potrzebuję cię. Mogę robić co mi się żywnie podoba, a ty nie masz prawa się do tego wtrącać. Nie wiem za kogo się uważasz, ale jesteś dla mnie nikim. - ostatnie słowa wypłynęły z moich ust zanim zdążyłam cokolwiek przemyśleć. Po części żałowałam tego co mu powiedziałam. Nie chciałam aby zabrzmiało to aż tak "drastycznie". Spojrzałam na niego ostatni raz i ruszyłam w stronę stacji. Idąc tak przed oczami miałam cały czas jego twarz. Twarz przepełnioną bólem i rozterką. Próbowałam sobie wmówić, że na to zasłużył lecz za nic nie potrafiłam wyrzucić go z mojego umysłu. Czekałam na peronie zanim nie podjechał mój pociąg. Wsiadłam do niego i odnalazłam jakieś puste miejsce. Po kilku stacjach obok mnie usiadł chłopak. Możliwe, że w moim wieku. Nie przypatrywałam się mu wyjątkowo długo gdyż miałam o wiele bardziej "pożyteczne" zajęcie. Rozmyślanie. Jechałam około godziny kiedy już rozpoznałam tak bardzo mi bliskie i znajome otoczenie. Już na peronie wyciągnęłam mój telefon i zadzwoniłam do Summer.
- Jestem już na peronie. Co dalej? - zapytałam podekscytowana. 
- Czekaj ... - powiedziała wyjątkowo tajemniczo. Po kilku minutach usłyszałam trąbienie samochodu. Spojrzałam w stronę, z której dochodził donośny dźwięk i ujrzałam chłopaka w białym cabriolecie. Mój wzrok przykuło grafitti widniejące na aucie. Dużymi literami namalowane było moje imię. Nie miałam więcej wątpliwości, iż  to była część gry Summi. Z wielkim uśmiechem na twarzy ruszyłam w stronę samochodu. Nieznajomy chłopak wysiadł i uśmiechając się otworzył mi drzwi od strony pasażera. Bez wahania wsiadłam. Kiedy już i on zajął swoje miejsce podał mi złożoną białą kartkę. Na początku przestraszyłam się, że to kolejna wiadomość od "K"  lecz czytając pierwsze zdania wiadomości kamień spadł mi z serca. 


Grę czas zacząć słonko! Początek może nie był zbytnio wytworny ale pomyśl jaki będzie koniec. Życzymy niesamowitych doznań i atrakcji!
    
                                                                         Summer + stęsknione gnoje. 


Co jak co, ale weekend zapowiadał się cudownie.

***
Po raz kolejny przepraszam, że dopiero teraz wstawiam ten rozdział lecz napisanie go zajęło mi niewiarygodnie dużo czasu. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. xoxo