Nareszcie nadszedł upragniony piątek. Dzień, w którym wreszcie
mogliśmy zacząć żyć. No przynajmniej wszyscy oprócz mnie. Dzień imprez, zabaw i
wspólnych wypadów. Dla mnie był to tylko kolejny krzyżyk w kalendarzu.
Coś zwykłego i nie nadzwyczajnego.
Jak co dzień prosto po skończeniu
zajęć udałam się do nadal chorej Chloe. Śnieg pokrył wszystko co możliwe.
Nie było widać nic oprócz białego puchu. Postanowiłam pójść dzisiaj na pieszo
ponieważ nigdzie mi się szczególnie nie śpieszyło. Droga do domu Chloe
prowadziła przez las. Nie zraziło mnie to zbytnio. Wokół mnie panowała cisza.
Szłam mało uczęszczaną ścieżką wsłuchując się w odgłosy lasu. Co parę sekund na
mój i tak już czerwony nos spadały pojedyncze płatki śniegu. Włożyłam moje
zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki, a kaptur zarzuciłam na głowę. Ponad
koronami drzew widać było zarys księżyca. Nawet się nie zdziwiłam. Było już
dawno po siedemnastej. Nienawidziłam zimy. Słońce zawsze zachodziło już o
piętnastej. Kiedy już prawie utonęłam w moich myślach w oddali dostrzegłam pare
męskich sylwetek. Nie miałam dotąd zbytnio przyjemnych spotkań z takimi typami
ludzi więc stwierdziłam, że najwyższy czas zawrócić. Jednak odezwała się we
mnie bardzo znienawidzona rzecz. Ciekawość.
Stawiałam kroki niezwykle dokładnie.
Starając się nie wydać przy tym najmniejszego dźwięku. Nasłuchiwałam uważnie
wszystkich słów jakie wypowiadali. Byli nieźle wkurzeni. Kiedy podeszłam
wystarczająco blisko aby mieć najwyraźniejsze spojrzenie na tę sytuację
przykucnęłam i obserwowałam. Po prawej stronie stał zaparkowany duży,
potężny, czarny samochód terenowy. Obok niego stało trzech facetów, a
naprzeciwko nich jeszcze jeden. Myślałam, że to zwykłe męskie spotkanie w
lesie ale jedna rzecz, którą zobaczyłam natychmiastowo pozbawiła mnie dalszych
złudzeń.
W mgnieniu oka jeden z tych stojących obok
auta wyciągnął pistolet. Zakryłam sobie usta ręką aby nie wydać z siebie
żadnego jęku. Blask księżyca skutecznie omijał jego twarz. Za nic nie mogłam
jej dojrzeć. Celował prosto w czoło chłopaka. Pojedyncze łzy zaczęły spływać po
moim policzku. Nie miałam zamiaru być świadkiem morderstwa. Pozostała dwójka
miała wszystko głęboko gdzieś. Perfidnie patrzyli się na zaistniałą sytuację.
Nagle usłyszałam huk. Strzelił. Ten facet naprawdę to zrobił. Zabił człowieka.
Po chwili odezwał się. Jego głos przeszył całe moje ciało. Wydawał mi się
dziwnie znajomy.
- Cóż, takie życie. Na drugi raz nauczy
się oddawać kasę na czas. Sprzątnijcie ten bałagan. Mam jeszcze parę spraw do
załatwienia. - po tych słowach klęknął, uniósł rękę i poklepał ciało chłopaka
po ramieniu. Kiedy wstawał coś podłużnego wypadło mu z kieszeni lecz ten tego
nie zauważył tylko wsiadł do samochodu czekając na swoich towarzyszy. Ci
natomiast niezgrabnie pakowali ciało do bagażnika i zasypywali ślady krwi
śniegiem i liśćmi. Po dłuższej chwili odjechali. Serce biło mi niemiłosiernie.
Właśnie byłam świadkiem zabójstwa. Nie odważyłam się niczego zrobić. Może ten
chłopak mógłby żyć. Byłam tchórzem. Po około pięciu minutach czuwania wyszłam
ze swojego ukrycia. Moje stopy już całkowicie zamarzły nie wspominając już o
dłoniach. Oddech miałam przyspieszony. Przypatrywałam się miejscu, gdzie
jeszcze kilkanaście minut temu stał chłopak, potem leżało jego ciało, a teraz
śnieg. Zapewne nawet go nie pochowają, wyrzucą na jakieś wysypisko zapakowanego
w foliowy worek, czy zakopią w lesie. Z pewnością nie zasłużył na aż tak
okrutny los. Nie miał nawet chwili by cokolwiek wyjaśnić. Był bezbronny. Kiedy
tak stałam przypomniałam sobie o tej rzeczy, która zgubiła swojego właściciela. Natychmiastowo zaczęłam przeczesywać wzrokiem ziemię wokół mnie. Po chwili
zauważyłam ją. Wyciągnęłam rękę. Był to telefon. Trzymałam w dłoni komórkę mordercy. Ostrożnie odblokowałam ekran. Ku mojemu zdziwieniu nie założył żadnych zabezpieczeń. Pierwszą rzeczą jaką odważyłam się sprawdzić były kontakty. Spodziewałam się milionów numerów pod tytułem " diler nr.5423" czy coś takiego, nie wiem. Ujrzałam tylko jeden.
"Ell."
Moje serce zaczęło łomotać. Musiałam śnić. Weszłam w kontakt i sto razy czytałam ten sam numer. M ó j numer.
Nie wiedziałam co mam myśleć na ten temat. To było wręcz niemożliwe. Nie zastanawiając się dalej weszłam w wiadomości. Z oczu popłynęły potoki łez. Na wyświetlaczu zagościły wszystkie sms'y jakie dostawałam.
To był telefon "K"
Wracałam szybkim krokiem. Kierowałam się w stronę komendy policji. Mając tak niezaprzeczalny dowód z łatwością powinni mi uwierzyć w to co przeżyłam i w to co
w i d z i a ł a m. Czułam jak łzy zamarzają na mojej twarzy wraz z pozostałościami po makijażu. Ulice były puste. Jakby całe miasto nagle przepadło. Jakby nie istniało. Jezdnie były zasypane. Nogi grzęzły mi w śnieżnych zaspach. Byłam wyczerpana nie tylko fizycznie ale też psychicznie. Rozmyślałam nad tym co "K" teraz robi.
Czy mnie widzi?
Próbowałam pocieszać się tym, że z pewnością ma teraz ważniejsze sprawy na głowie niż chodzenie za jakąś małolatą, która nie potrafi zrobić czegokolwiek ze swoim życiem. Nieoczekiwanie wpadłam na czyjąś sylwetkę. Spojrzałam w górę.
Tego teraz mi akurat najbardziej brakowało...
Zielone oczy przewiercały mnie na wylot. Chciałam go jak najszybciej ominąć lecz chwycił mnie za ramię i przyparł do ściany budynku. Milczałam. Bałam się go sprowokować. Jednak wrócił. Po tym wszystkim był. I stoi naprzeciwko mnie. Ostatnim razem zagroził, że dowie się co ukrywam.
Lecz jaką rzecz tak na dobrą sprawę skrywałam? Byłam w pełni bez winy. Z pewnością nic na mnie nie znalazł. Para z naszych ust po kilku sekundach lotu mieszała się ze sobą tworząc jeden szary obłok. Od paru minut nie odezwaliśmy się do siebie.
- Nic nie mówisz? - zapytał.
- Nie mam ci nic do powiedzenia.
- To wyjaśnij chociaż co się stało. - nie odpuszczał.
- Nic się nie stało. - nie zamierzałam mu powiedzieć czego byłam świadkiem.
- Z tego co widzę jesteś ostoją spokoju.- zmroził mnie wzrokiem.
- Co ci do tego?! - wybuchłam - Co cię to obchodzi?!
- Ty mnie obchodzisz! - ryknął ciągnąc się za włosy. Był wyraźnie poirytowany.
- Nie było cię przez dwa pieprzone miesiące! Co ty sobie wyobrażasz?! Że jak wrócisz to rzucę ci się na szyję i będę dziękowała Bogu, że raczyłeś się pojawić?!
- Wcale tak nie myślę! Boże, ty niczego nie wiesz! Nie masz o niczym pojęcia! - wydarł się. Po tych słowach puścił mnie i poszedł w przeciwną stronę. Stałam sparaliżowana w miejscu. Harry był z tego rodzaju ludzi, których wypowiedzi należy sobie dokładnie przemyśleć aby znaleźć ich sens. W końcu ruszyłam do mojego wcześniej zamierzonego celu. Kiedy byłam już praktycznie pod komendą telefon, który znalazłam zaczął wibrować. Na wyświetlaczu automatycznie pojawiła się treść wiadomości, którą dostałam. W tej chwili moje serce stanęło.
Nawet nie próbuj. Myślisz, że mam tylko jeden telefon? Szkoda by było jakby któreś z twoich bliskich podzieliło los naszego niedawno zmarłego kolegi.
Nieprawdaż?
K.
***
Chciałabym Was ogromnie przeprosić. Ostatnio w ogóle nie miałam chociażby chwili na pisanie. Nauczyciele nie dają nam spokoju...
Na szczęście niedługo wystawienie ocen i już chyba raczej nie oderwę się od laptopa. :)
Mam nadzieję, że ten rozdział nie należał do tych "nudnych" i, że się Wam spodobał. Liczę na Wasze komentarze! xoxo
boski rozdzial czekam na nn
OdpowiedzUsuńCUDOOOOWNY! Nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńCałuski! x
Boski! *.* Wszystko zaczyna się genialnie rozkręcać!
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta! xoxo
Nudny? Ten rozdział, nudny? Ja tu nie zadąrzam za wszystkimi informacjami! Morderstwo, telefon "K", Harry, "K" obserwuje Ell na każdym kroku...
OdpowiedzUsuńCzy "K" myśli o tym, jak Elli może się czuć? Obserwowana, obnażona, nie komfortowo? Trochę prywatności, człowieku.
Gdy tylko przeczytałam, że Ell weszła do lasu, wiedziałam, że coś się stanie. Gdy główn bohaterka wchodzi do lasu, zawsze coś się dzieje.
Dobrze napisałaś tą scenę z morderstwem. Jestem ciekawa kto to był, ta ofiara. Mordercą jest "K". Ale kim jest "K"? Kojarzy mi się to trochę z matematyką. Znajdź "x". LOL.
Harry. Chłopaku. Co. Ty. Do. Cholery. Robisz.
Ja na prawdę nie wiem. Podoba Ci się Ell? Śledzisz ją? Jesteś w tym gangu? Masz jakiś interes z Luke'iem? To ty jesteś "K"? Just tell me. ;-;
Telefon "K". Mam dziwne wrażenie, że on specjalnie opuścił tą komórkę. Jakby chciał przyśpieszyć akcję. Wiedział, że Ell go widzi. Wiedział, że ogląda scenę morderstwa. On jest jakiś wszechwiedzący, czy coś?
Jego telefon. Ciekawa rzecz. Ma numer Ell. To z tego telefonu pisał do niej sms-y. Chociaż teraz go zgubił, pisze na jej komórkę z innego numeru. Wie o każdym kroku, który Ell wykonuje...
NICE. :)))))))))))
A co z Luke'iem? Luke wracaj ;-;
On ma takie fajne czarne kułeczko w wardze C:
Propos rozdziału. Cudowny.
Dużo akcji, szokujący sytuacji. Dobre opisy (szczególnie spodobał mi się opis łączącej się ze sobą pary wydobywającej się z ust Ell i Harry'ego. Takie.. takie.. napięcie między nimi. To, że jest zimno i ciepłe oddechy.. Aw).
Czuję, że akcja nabierze teraz tempa, więc zacznę się przygotowywać do następnego rozdziału, żeby nie dostać szoku.
Ale piękna pogoda dzisiaj. Strasznie gorąco, ale przyjemnie, nieprawdaż? Czuję zapach wakacji.
No nic, będę kończyć.
Ach, przepraszam, że ten komentarz dopiero dziś, ale wczoraj miałam wywiadówkę i no cóż. XD
Życzę miłego dnia w cieple dzisiejszego przygrzewającego słoneczka. Jejku, zaczyna się sezon na lody i wychodzenie ze znajomymi, tak, tak, taaak.
Czekam na następny rozdział! Mam nadzieję, że nauczyciele trochę Ci odpuszczą niedługo i życzę weny! :)
Trzymaj się xx
~ Ol
* Zadanie z "x". "K" jest tym "x", a nie szukamy "x". Sorki, trudno mi się skupić na mamie xd
OdpowiedzUsuńGenialny !! Morderstwo, telefon K, Harry ... Świetny rozdział ;) Dzisiaj piszę króciutki kom niestety lub stety :d Tak więc nic dodać nic ująć, wspaniały. Nie mogę się doczekać kolejnego, jak zawsze fantastycznego rozdziału. Tak więc ... Obyś miała dużo weny ;)
OdpowiedzUsuńCałuski ;**
~Nix