Byłam mocno zdezorientowana. Cała ta sytuacja przerastała mnie.
Nie nadawałam się do takiego życia. Stałam nadal w tym samym miejscu. W oddali
słyszałam jak woda gotuje się w czajniku gotowa do parzenia herbaty. Zupełnie
nie rozumiałam tego, dlaczego Luke aż tak bardzo nie lubi Harry'ego.
Przepraszam - wręcz go nienawidzi. Moje uczucia względem tego lokatego chłopaka
były mieszane. Nie wiedziałam co wypada, a co nie. Nie łączyło nas zbyt dużo
pozytywnych wydarzeń, a jednak podczas jego nieobecności tęskniłam. Tylko sama
nie wiem dokładnie za czym...
Telefon, który zostawiłam na stole zaczął
wibrować. Z nadzieją, że to Luke podbiegłam truchtem do niego. Była to zupełnie
inna osoba. Odebrałam.
- Elle?! Jezus, dziecko gdzie ty się
podziewasz?! - usłyszałam głośny wrzask.
- Spokojnie mamo. Zostałam...- zacięłam
się.- na noc u Luke'a. Wiesz gramy na konsoli, nie pozabijamy się.
- Mogłaś nas uprzedzić o swoich planach.
Wiesz jak my się z ojcem martwiliśmy?
Jutro wracaj jak najszybciej do
domu. Musimy ci coś ważnego powiedzieć.
No cóż, no to miłej zabawy życzę.
Pozdrów go od nas.
- Oczywiście mamo. Dobranoc. - rozłączyłam
się. Musiałam ją okłamać. Jedyne co mnie bolało to, że jednak rzeczywistość
jest inna. Nigdy praktycznie się nie kłóciliśmy. Odkąd Luke pocałował mnie
wtedy w pokoju myślałam, że może to być coś więcej. Jednak chyba jesteśmy
stworzeni tylko do roli rodzeństwa. Mogę z pewnością stwierdzić, że to co się
wydarzyło kilka minut temu było najpoważniejszą sprzeczką z jaką zdarzyło nam
się zmierzyć. Odłożyłam telefon z powrotem na blat stołu i skierowałam się do
kuchni. Z czajnika wydobywała się gęsta para. Zdjęłam go z palnika. Nie
wiedziałam co wypada mi teraz zrobić. Nie miałam gdzie się podziać, ale nie nie
byłam pewna czy mogę też zostać. W końcu zdecydowałam, że nie opuszczę tego
mieszkania. Luke najprawdopodobniej wróci nad ranem więc przygotuję mu
śniadanie i jakoś się pogodzimy. Bo on ma zamiar się pogodzić, prawda?
Szłam właśnie korytarzem do pokoju Luke'a.
Otworzyłam powoli drzwi. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy była
ogromna tablica korkowa zawalona milionami zdjęć, karteczek i kawałkami map.
Podeszłam bliżej. Widziałam tylko zupełnie nie znane mi podobizny. Wycinki map
pokazywały różne strony świata. Widziałam między innymi dobrze znany mi kawałek
Londynu. Widniało na nim małe czerwone kółko. Spojrzałam na ulicę. Otworzyłam
szerzej oczy kiedy zdałam sobie sprawę z tego, iż w czerwonym kółku znajduje
się mój dom. Ta sama ulica, te same sąsiedztwo. To było niemożliwe. To było
dziwne...
Próbowałam ignorować fakt, ze Luke
zaznaczył na mapie moje miejsce zamieszkania, lecz na myśl nasuwało mi się
jeszcze więcej przerażających teorii, które wymyślił sobie mój mózg. Przejechałam
palcem po jednej z ciemnych szaf znajdujących się w pokoju. Na jej powierzchni
nie było ani grama kurzu. Zdziwiło mnie to, gdyż Luke nie był chłopakiem
dbającym raczej o porządek. W poszukiwaniu jakieś koszulki do spania otworzyłam
jedną z czterech szuflad. Nic interesującego poza bokserkami nie znalazłam.
Wzięłam jedną parę. Otworzyłam kolejne i kolejne lecz nadal nic. Została
ostatnia. Pociągnęłam z uchwyt i delikatnie wysunęłam. Zobaczyłam kilka kompletów pościeli. Przeszukałam szufladę aby znaleźć jakieś prześcieradło. Po raz setny dzisiejszego dnia doznałam szoku. Serce zaczęło automatycznie szybciej pompować
krew. Oddech przyspieszył. Na dnie szuflady leżało około pięć pistoletów.
Byłam przekonana, że Luke już dawno skończył z nielegalnymi rzeczami. Przecież
on pracuje w jakieś firmie marketingowej.
Nie ma możliwości aby wrócił ponownie do
gangów. I tak już zbyt wiele się wycierpiał. To przez narkotyki trafił na
odwyk. Pamiętam jak w środku nocy rzucał kamykami w moje okno. Zawsze
wychodziłam. Rozmawiał ze mną. Mówił, że jest uzależniony, jak bardzo mu z tym
ciężko. Opowiadał, że nie może odejść. Nie może zostawić swoich kumpli, jest za
nich odpowiedzialny i potrzebny im. Po paru miesiącach wręcz sam wysłał siebie do ośrodka. Podobno nie mógł spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. To go przerosło.
Na ten rok zostałam sama. Nie było go przy mnie. Czasami budziłam się w nocy
gdyż wydawało mi się, że słyszę jak kamyki odbijają się od mojego okna.
Myślałam, że Luke wrócił. Lecz jego nie było.
Starłam łzę, która uformowała się pod moim
okiem. Zatrzasnęłam szufladę. Nie chciałam mieć do czynienia z tym sprzętem.
Odwróciłam się znowu przodem do tablicy korkowej. Oderwałam jedno ze zdjęć na
niej przywieszonych. Na odwrocie znajdowała się tylko data i nazwisko.
Trzymając zdjęcie w dłoni pobiegłam do salonu. Otworzyłam internet w moim
telefonie i wpisałam owe nazwisko w wyszukiwarkę. Wraz z upływem czasu moje
ręce coraz bardziej się pociły. Stres przejmował kontrolę nad moim organizmem.
W końcu coś się wczytało. Otworzyła się strona zawierająca te same zdjęcie i
kilka linijek tekstu. Uważnie wszystko przeczytałam. Okazało się, że to nie
jaki James Nelson wielokrotnie zatrzymywany za nielegalny handel narkotykami.
Kilka miesięcy uciekł z więzienia w Northwith Town. Jego ciało znaleziono w
Bradfort oddalonym od więzienia o około pięćset kilometrów. Zwłoki zostały
porzucone w środku lasu.
Wtedy wpadłam w dziwny stan. Zerwałam
wszystkie zdjęcia i skrawki map. Wyszukałam około dwudziestu mężczyzn, którzy
okazywali się zbiegami, albo poszukiwanymi za handel narkotykami lub bronią w
całej Wielkiej Brytanii. Wszyscy zostali z a m o r d o w a n i.
Mapy wskazywały dokładnie miejsca, w
których znaleziono ciała.
Zmroziło mi krew w żyłach. On nie mógł mieć z tym cokolwiek wspólnego. Chociaż to by po części wyjaśniało dlaczego zna Harry'ego. Czy i on miał takie zainteresowania?
Czy w pokoju Hazz'y też wisi tablica korkowa ze zdjęciami zamordowanych kryminalistów? Czy znajduje się tam m ó j adres?
***
Znów nie dotrzymałam terminu... Po raz kolejny PRZEPRASZAM!
Mam nadzieję, że spodobał się Wam ten rozdział i ogromnie proszę Was abyście dodawały komentarze gdyż z nimi pisze się o wiele szybciej i lepiej. Wywołują u mnie uśmiech na twarzy gdyż wiem, że ktokolwiek to czyta i szczerze mówiąc
jara mnie to :)