środa, 30 lipca 2014

ROZDZIAŁ 31

Przełknęłam ślinę. Zapowiadało się naprawdę poważnie. Nie wiedziałam skąd nagle Liam wziął się w Holmes Chapel. Czy jest może z nim Chloe? Skanowałam jego twarz dając jednocześnie znak aby kontynuował. Dłonie zaciśnięte na kierownicy ukazywały już białe kostki. Na zewnątrz nie było śladu nikogo żywego. 
- Jeśli myślisz, że zapomniałem o tej sytuacji, w której przyczyniłaś się do uratowania mojego tyłka w tym zaułku to się grubo mylisz. Nie lubię mieć niespłaconych długów. Powiedzmy, że przed chwilą wyrównałem nasze rachunki. Nie chcę abyś szukała teraz powodów dla, których jestem w tej dziurze, ani skąd wiedziałem co się stanie. Odwiozę cię teraz do domu, a ty o wszystkim zapomnisz. Pójdziesz grzecznie spać i nie będziesz węszyć. Jasne? - przytaknęłam ruchem głowy. Odjęło mi mowę. Jego głos mroził wszystko wokoło. Był bardzo stanowczy i w pełni przekonany do słów, które powiedział. Nie miałam nic więcej do dodania. Liam chyba też uznał, że nasza rozmowa została zakończona. Odpalił silnik i ruszyliśmy do mojego domu. Po drodze minęliśmy samochód pozostawiony przez tych facetów, którzy walają się już zapewne pod ziemią. Liam jakby czytał w moich myślach powiedział:
- Akurat potrzebne jest nam takie nowe auto. Będzie z niego dobry pożytek.
- Nam? - zapytałam lekko drżącym głosem niepewna odpowiedzi chłopaka. 
- Zamknij się i wysiadaj, jesteśmy już na miejscu. - Odpowiedział zirytowany. Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Przed zamknięciem powiedziałam jeszcze ciche "dziękuję". Szłam w stronę podjazdu. Śnieg skrzypiał pod moimi nogami. Spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu. Była już dwudziesta pierwsza. Przeniosłam wzrok na dom. Nie widziałam ani jednego zapalonego światła. Oznaczało to, że rodzice jeszcze nie raczyli wrócić i będę musiała czekać na nich pod drzwiami jak pies. Wypuściłam powietrze sfrustrowana swoją obecną sytuacją. Przeszłam przez ogrodzenie i przykucnęłam pod wejściem do domu. Para wydobywała się z moich ust za każdym razem kiedy zaczerpnęłam powietrza. Było mi piekielnie zimno. Nie powinnam była wychodzić z domu mamy Summer. Choć wtedy zapewne cała ta zgraja popaprańców przyjechałaby pod adres wskazany przez "". Właściwie, to dlaczego nie uderzyli tam gdzie faktycznie się znajdowałam. Przecież "" wiedział gdzie się znajduję, gdyby chciał aby mnie dopadli podałby im prawidłowe dane. Co jeśli oni wcale nie byli od mojego prześladowcy? Lecz w sumie nie mogłam być poszukiwana przez dziesięć tysięcy grup przestępczych w tym kraju. To zupełnie nie realne. Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki. Bawiłam się nim dopóki nie pokazał, że ktoś próbuje się do mnie dodzwonić. Numer był zastrzeżony. Przełknęłam ślinę i odebrałam. Początkowo powitała mnie cisza. Dopiero po paru sekundach przemówił gruby, zupełnie nie znany mi głos. 
- Elle? - zapytał się. 
- Tak. - próbowałam unormować mój głos lecz wszystko szło na marne. 
- Gdzie jesteś? - szybko analizowałam te pytanie i prawidłową odpowiedź na nie. 
- Nie znam cię. Nie powiem ci. - to spowodowało furię po drugiej stronie połączenia.
- Jak się kurwa pytam to masz mi odpowiedzieć! - ryknął. 
- Nie, nic nie powiem. - odpowiedziałam drżącym głosem. Nie miałam pojęcia co on ode mnie chce. 
- Bawimy się w kotka i myszkę tak? To szykuj się, jadę po ciebie. - połączenie zostało przerwane. Wstałam gwałtownie z miejsca. Kimkolwiek on jest z pewnością domyśli się gdzie się znajduję. Pośpiesznie wykręciłam numer mojej matki. Po kilku sygnałach odebrała. 
- Słuchaj mamo, - nie dałam jej dojść do słowa - ja jednak idę na noc do koleżanki. Kiedy przyjeżdżacie?
- Oh, nie wiedziałam nic o tym Elle. Miałaś zostać u mamy Summer. Proszę abyś następnym razem informowała mnie o tym dużo wcześniej. Zostajemy z ojcem w hotelu gdyż jest zbyt duża śnieżyca i nie będziemy zbytnio ryzykować. 
- Jasne mamo. To dobranoc.
- Do zobaczenia córeczko. - miałam nadzieję, że przyjadą za dziesięć minut i dostanę się jakoś od domu. Choć nie mogę aż tak ryzykować. Miejsce mojego położenia jest wręcz bardzo oczywiste. Musiałam szybko coś wymyślić. Wyświetlacz telefonu znowu się zapalił. Kolejny telefon. Odebrałam nie patrząc na numer. 
- Halo? - zapytałam cicho.
- O mój boże. Ty żyjesz. - ten ktoś z pewnością poczuł teraz ogromną ulgę. 
- Kto mówi? 
- Nie ważne. Podam ci teraz adres, a ty szybko udasz się tam, jasne?
- Nie wiem kim jesteś. Nigdzie nie idę. - powiedziałam twardo. 
- A co jeśli powiem ci, że Harry stoi obok mnie i w napięciu nasłuchuje naszej rozmowy?
- Dalej nie wiem czego ode mnie chcesz. To nie możliwe aby on tutaj był. Blefujesz.
- Elle? Błagam posłuchaj mnie. - powiedział ten dobrze znany mi głos. Harry.
- Harry? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Tak, to bardzo ważne. Nie wiem jakim cudem ale cię namierzyli. Musisz pójść do starego tartaku. - pamiętałam to miejsce doskonale. To tam zawsze z Summer chodziłyśmy kiedy szczególnie nam się nudziło. Było mnóstwo lin i góry trocin, w których się przewalałyśmy. 
- Wiem gdzie to jest. 
- To bardzo dobrze. Idź dobrze oświetlonymi drogami. Szybko. Przed wejściem na teren zakładu będzie czekał chłopak od nas. Poznasz go po zapalonym papierosie. Pośpiesz się. Czekam. - rozłączył się. Nie myśląc dłużej biegiem ruszyłam w stronę ulicy. Przeszłam przez ogrodzenie. Szłam szybkim krokiem aby nie wzbudzać większych podejrzeń. Naciągnęłam kaptur kurtki na głowę. Po raz kolejny w przeciągu trzech godzin czułam się jak w pieprzonym filmie akcji. Nie miałam pojęcia jaką wymówkę zafunduję rodzicom jak nie pójdę jutro do szkoły. Będę musiała coś wymyślić. Cały czas odwracałam się do tyłu. Nikt za mną nie szedł. Na szczęście. Dochodziłam już do brzegu lasu. W oddali widziałam ogromną bramę zabezpieczającą teren zakładu. Dostrzegłam też malutkie, czerwone światełko żarzące się zapewne ze wspomnianego przez Harry'ego papierosa. Chciałam poznać jedynie przyczynę tych abstrakcyjnych wręcz wydarzeń. Kiedy mogłam ujrzeć już zarys twarzy chłopaka rozległ się wystrzał z pistoletu. Podbiegłam do niego szybko czekając na jakiekolwiek wskazówki. Ten wyjął tylko pistolet i celował nim w czarną przestrzeń. 
- Leć do wejścia głównego. - krzyknął kiedy dało się słyszeć drugi wystrzał. Nie czekając na dalszy rozwój wydarzeń biegiem pognałam we wskazanym kierunku. Obróciłam się tylko za siebie upewniając się czy chłopak nie został postrzelony. Stał i dalej celował na wszelki wypadek. Ujrzałam olbrzymie drzwi uchylone na trzydzieści centymetrów.  Zwolniłam. Weszłam cicho do środka. Wnętrze wyglądało identycznie jak kilka lat temu. Wiele lin, łańcuchów i trocin. Uwielbiałam zapach drewna. Zobaczyłam kilka męskich sylwetek przede mną. Stali w ciszy i mierzyli się wzrokiem. Chrząknęłam chicho aby zwrócić ich uwagę. Pierwszy spojrzał na mnie chłopak z dłuższymi włosami i niebieskimi oczami. Był w czarnych, obcisłych spodniach i bluzce z długim rękawem spod, której mogłam dostrzec wycinki jego tatuaży. Świdrował mnie wzrokiem. Nie czułam się swobodnie. Dostrzegłam zielone oczy. Doskonale wiedziałam do kogo należały. Jego właściciel podbiegł do mnie i rzucił mi się na szyję. Objął  moją talię rękoma i uniósł do góry. Nie wiedziałam jak na to zareagować. Nie mogłam powiedzieć, że nie cieszę się z takiego przywitania. Postawił mnie na ziemi i oparł głowę na moim ramieniu wciąż nie wypuszczając mnie z uścisku. Poczułam jego usta bardzo blisko mojego ucha. Jego ciepły oddech owiał delikatnie moją szyję wysyłając po moim ciele dziesiątki tysięcy przyjemnych dreszczy. Po chwili usłyszałam jego głos szepczący wprost do mojego ucha. 
- Jesteś bardzo dzielna Elle. Cieszę się, że tu jesteś. Cała i zdrowa. - uśmiechnęłam się na te słowa. Wypuścił mnie z objęć swoich ramion i odwrócił w stronę innych
. Czułam się bardzo niezręcznie. Znałam jedynie Harry'ego. 
- Elle, poznaj proszę Cody'ego, Ashton'a, Louis'a i Sam'a. - uśmiechnęłam się do nich życzliwie. - Chodź, chyba chcesz trochę wyjaśnień, nie? - przytaknęłam głową. Harry poprowadził mnie po schodach na samą górę. Tutaj było zdecydowanie zimniej niż, na dole. Okryłam się lepiej kurtką. Chłopak usiadł na jednym ze starych materacy. Usadowiłam się na drugim, na przeciw niego. Wziął głęboki oddech. Wiedziałam, że nie jest to dla niego specjalnie proste. Lecz ja też miałam prawo poznać prawdę dotyczącą tych dziwnych wydarzeń dookoła mnie. 
- Elle, wiedz, że nie mogę, a nawet nie powinienem mówić ci wszystkiego. 
- Ja chcę tylko odnaleźć się w tym. Jedynie to.
- Rozumiem cię, naprawdę. Wiesz, że twoi rodzice wcale nie są tacy święci, nie? - przytaknęłam. - Pożyczyli dużo kasy od niewłaściwego człowieka. Tylko, on lubi zabawę. Wykorzystuje niespłacalność twoich rodziców i bezczelnie się tobą bawi.
- Jak to mną?
- Te sms'y, groźby. Podoba mu się to, jak szukasz przyczyny tego wszystkiego. Lecz kiedyś jego cierpliwość się skończy. Przed tym próbuję cię ochronić. Przed jego wybuchem. 
- Dzisiaj rodzice pojechali do banku. - powiedziałam cicho. 
- Miejmy nadzieję, że we właściwej sprawie. - westchnął. 
- Kim ty jesteś? - zapytałam.
- Jak to? - zapytał zupełnie zbity z tropu.
- Jaką rolę odgrywasz w tym całym przedstawieniu. Oprócz tego, że mnie chronisz. Skąd masz te wszystkie informacje, wiesz co robię, gdzie jestem. Co ukrywasz Harry? - słysząc moje słowa wstał. Widać było, że trochę przesadziłam. Nie powinnam wymuszać na nim takich odpowiedzi. Nie przedstawi mi nagle całego swojego życiorysu. Za dużo oczekiwałam. Kopnął leżącą w pobliży skrzynkę, którą pod wpływem jego siły roztrzaskała się o ścianę. Patrzyłam na niego wystraszona jego gwałtownością. 
- Niech cię to nie obchodzi. Chronię twój tyłek więc skończ i nie baw się w detektywa. - wysyczał. Po tych słowach zbiegł na dół. Siedziałam jeszcze dłuższą chwilę na materacu. Zmęczona położyłam się. W tej chwili nie przeszkadzał mi nawet chłód panoszący się wokół mnie. Zalana łzami zasnęłam. 
      Obudziłam się dziwnie wyspana i wypoczęta. Rozejrzałam się dookoła. Nie byłam w tym samym miejscu. Leżałam na skórzanej kanapie, przykryta ciepłą kołdrą i pozbawiona kurtki i butów. Speszyłam się na myśl, że któryś z chłopaków musiał mnie przetransportować i pozbawić odzienia wierzchniego. Wstałam i zobaczyłam wszystkie moje rzeczy leżące tuż obok kanapy. Ubrałam się i ruszyłam na poszukiwania jakieś żywej duszy. Lecz ktoś już mnie znalazł.
- Oh, obudziłaś się. -  rozległ się przyjemny, lekko zachrypnięty głos. Odwróciłam się do tyłu. Stał tam podejrzewam chyba Ashton. Ubrany w obcisłe dżinsy i gruby sweter. Uśmiechnęłam się do niego.
- Tak. Dziękuję za zmienienie mojego miejsca do spania. 
- Ah, widzisz? Dobrze, że to zrobiłem. Dzięki mnie jesteś wyspana. - odpowiedział pobudzony. - Pewnie jesteś głodna. Chodź chłopaki zaopatrzyli nas w jedzenie z macdonalda. Co prawda może nie jest to eco ani bio ale zawsze zapcha żołądek nie? - zaśmiałam się na jego dobór słów. Poszłam w jego ślady i udałam się do innej części hangaru. Był tam ogromny stół na dziesięć miejsc. Zajęłam jedno z nich. Cały budynek z zewnątrz wydawał się opuszczony i zaniedbany. Wcale tak nie było. W części salonowej, połączonej z kuchnią była nawet choinka przystrojona kolorowymi ozdobami i lampkami. Klimat był o dziwo przytulny. Po kilku sekundach przede mną postawiona została taca z przysmakami. Obok usiadł Ash. Jedliśmy i rozmawialiśmy jakbyśmy znali się od dziecka. Podzieliłam się z nim moim śniadaniem mówiąc, że nie dam rady zjeść ani grama więcej.  Chłopak wydawał się być bardzo uprzejmą i roześmianą osobą. Zupełnie nie mogłam wyobrazić sobie jego trzymającego w ręku pistolet. To po prostu nie pasowało. Albo to były tylko pozory. Wstałam od stołu. Musiałam wrócić do domu. Podziękowałam za nocleg i jedzenie. Udałam się do wyjścia. Drogę zastawił mi Ashton. Spojrzałam na niego zdziwiona. 
- O co chodzi? - zapytałam.
- Nie możesz teraz wyjść. Reszta jeszcze nie wróciła. 
- Co ja do nich mam? Nie jestem wam potrzebna i chcę wrócić do domu. Mam szkołę. - moje argumenty były z pewnością silniejsze od jego. W procesie sądowym z pewnością bym wygrała. Problem w tym, że tutaj, w tej sytuacji raczej ten o większej sile wygrywał. Więc...
Naszą wymianę zdań przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Moim oczom ukazała się cała grupa z Harry'm na czele. Jego mina raczej nie zapowiadała niczego dobrego.





***
Jeju, już koniec lipca. 
Te wakacje z pewnością upływają zbyt szybko.
 W tę niedzielę jadę na obóz.
 Wrócę dopiero chyba 11 sierpnia. 
Mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie i nie zostawicie mnie. c:
Możliwe, że następny rozdział ukaże się jeszcze przed niedzielą. Lecz wszystko nie jest pewne. Mam teraz dużo rzeczy na głowie. No cóż, zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Mam nadzieję, że rozdział podobał się wam. Dziękuję za poprzednie komentarze. I liczę, że pod tym postem będzie ich jeszcze więcej. xoxo






4 komentarze:

  1. Dziewczyno jak ja uwielbiam Twój styl i Twojego bloga. No to czekam na next. Do następnego. Pozdrawiam Lilly. :* PS życzę wspaniałego pobytu i weny. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super fanfiction, matko kocham to *.*
    Wszystko jest tak poplatane ze czeka sie z niecierpliwoscia na nastepny rozdzial zeby chodz troche odkryc tajemnicy. Dlatego prosze cie aby ci sie udalo dodac rozdzial przed obozem. A jak cos to i tak bede z niecierpliwoscia czekac *.*
    A wogolw to dopiero co znalazlam twojego bloga (jak byl na 29 rozdziale) i zakochalam sie od razu. Przeczytalam te 29 rozdzialow w jakas godzine i mialam taki niedosyt ze nie ma wiecej. Naprawde super piszesz i wogole wszystko tu jest super hahha
    Zycze ci weny i fajnego obozu x
    Pozdrawiam,
    Gosia

    OdpowiedzUsuń
  3. GFUFEDCTGFDHFTGFHFRHFTHTHRYYHFRHRRHYGFFFGFFFFGHGYUYTY IFETYTEFBCCFGXDGCCFFFDGJDDGHJOPPLKCDOOLPIIJLPIUTHJNNMNYINNMMMNBV DRYTTGGGHGGFDFSWWFYGFFGFGUGFFGFDGCGYYJIGGDTGG VGHGFDEWSFFHHJKOOHGHHFXXVVXXVVCCBBNNVCXZDSAQAAWDEEGTFGIKPLKHUUYR FDFVSFCXJOO FGHDDHKKOPPKHFDDGDSAAQAQAAQAQAQAQAQSFDDFTEWWAQAWDXZXCXZVVBGDCVNN MNNBVNBVBVBFFHUUYTYYYYYYYYYTREERYYRYYFGUHUGDYFDGFDDHHFDHGDFGFDJKGFRTGFREEAQQQAQQQDSARFXZXCCBHJNUGFVBNNNNNNNNVFJJYTRTGFJJKKOOTTUT HFDHGDGFREWWWWQQQQAQWETYIIYTUUTTRUIOOPLLPLKJKLJGOOOOOOOOOOOIIIIG FFFFDDDDDDDDDFFCVVCCCCCCCCXXDSAQAQAADHVXHHBDFBDGKVDDCFGXDCDWAADGVXHHFCHFGGGIIKPPLLBGGVXCHFTGESGCDDVGFSDVCCGGGFSDGB XVVGGGGGGGGGGGJFJDEWQQQQQRKIPPIYEFGCXNJIDESWQEQYIOOUFKPOOUTDJFDJFIDUDIREWUOVPBOJEGQSCICICODJFCCJJJCJCKCJ CKFJDUDUDJJUCJJXCJCUFU VIFJGSRSWQWYTRYYGIIIOPPPPLLJJXXXVCNBCXBCXBCXBCXVCXVVFGGFDFTYREEAGFFFTJUGFFDSSFHVGHJOKPLLJHGJOPKJHVHJBVNMNVCVHHYYHHIHGTYUYYYFYGTFUFGIOPLPPJUPLKJOLKJOYFDSGVCGBCCHBFFGCBHFDSQQWQEWEQEQEQEWEQEQRQAAGGFDJHGFEYGFYIIUYYUIYYIHOEEQQWAWQQWWSUUOOPLPPLPLOLPOUIUUIIUTYUYYUTTUYUIUIIYYTRREWEGNNMMBGHFGXXZSSFFFRCHXYDHDAQQWWGXUHOHPJGFCYXYEHWWQUCIBPHKVUHDUXFUFIFUTRUWTDUCUCBFHCKURDYSTANU GJXUFFFICJCJFJDDDJDFHFFHFTTJGFFGFWWQWD GFFHOPKJGYIYDXVXVBCBBNMMVVGGTEWQRERTGUJJYYTREEYYUIIKLPIYFDDFGCCF CVHHRSWQQFGJLPL CFHFDEFXXSWQQQQWETJLPPLLPLKKJJMMNBBVCCXZZDGGHIIUREFBNVDDWQRTGFBFFFFFUDYEWWYDUIFKGOHPGORITIGLBKXHCDBXDGSAYYEEUUCJFHXXHDHDUFO VKJFERJDHXHXHXJXJXX FOLIFSTQQWWWWEEWEWEEEDJCKCKVKKFGOGPPHYOTLGLKVLKJJCVHXHXZXHXHHDJDFIUDIDTKRITTKGKVKGFJREWEUDTGYOGLK DHHDDWVD FJDJDJDDJDJDFCJJDEWQWRFHOUTPGGODHXZZBXCVBNNJGDFGTEDGGGDHEEWWEUDF DHHDHEDBV XJJDWEKTOINSJGKHPHPHHLHLUPHYYLHLHFFUDDHHSSSFCXHGWWEYDIFJFBCXXZZZSZHXJFKGOYKGGJJF

    *fangirling*






    BAW SIĘ DOBRZE SMERFIE XO

    - Ol




    GFHEDGYFTYUTRHGYUTYYIIEWSQAWJHDJBXHCDHVCGCFGGYYRTDWWWSEVDYJHIPLPLOOIHUOUUIYTDZCVVXZDRGGDFDFFHDEWAQAQQAQAQWQQQQQQWWAEFFCXXXCBBVCCFFFHHGGGFGUGDGGYHFFIIBGGHFYYYRYRRTYYIYRUUGHCBNCVVXVCXVXCVXVBNKKHIKHJ

    OdpowiedzUsuń
  4. Swietny rozdzial! *-*
    Czekam na nn :*
    Wchodze tu codziennie, i nic.
    Rozumiem Cie, szkola itp. Ehh:((
    Pozdrawiam! ♥

    OdpowiedzUsuń