czwartek, 17 lipca 2014

ROZDZIAŁ 30

Podążałam szybkim krokiem w stronę mojego domu. Grudniowy wiatr rozwiewał mi włosy. Ciało zdradzało mnie co chwilę powodując nieprzyjemne dreszcze spowodowane zimnem. Co chwilę zadawałam sobie jedno pytanie - jak  o n  mnie znalazł? To było przecież niemożliwe. Poczułam jak uginają się pode mną nogi. Za dużo myśli krążyło po mojej głowie. Zbyt wiele związanych z "K". Na chodniku walały się odłamki potłuczonych szklanych butelek. Ominęłam je dalej podążając w wytyczonym wcześniej celu. Na policję na pewno nie mogłam pójść. Z pewnością dowiedziałby się i zniszczyłby moje całe życie nie oszczędzając przy tym moich rodziców, którzy zachowują się jakby problemy z przed kilku miesięcy w ogóle nie pozostawiły na nich żadnego śladu. Owszem, przeprowadziliśmy się. Tylko dlaczego? Czy oni znowu chcą uciec od problemów uważając, że w starym domu nikt nas nie znajdzie? Po raz kolejny nie umieją rozwiązać swoich kłopotów i w końcu wyjść na prostą. Najgorsze było to, że byłam w takiej samej sytuacji. Uciekałam z nadzieją, że "K" mnie nie znajdzie, a potem najnormalniej zapomni o moim istnieniu.
W przeciwieństwie do moich rodziców miałam zamiar z tym skończyć. Postawić się i wygrać. Nie mogłam wiecznie żyć w niepokoju. Nie chciałam tak żyć. 
Zawróciłam i szłam w kierunku sklepu alkoholowego. Kiedy przekroczyłam próg budynku specyficzny zapach alkoholu i papierosów elektrycznych dostał się do mich nozdrzy. Za ladą stała ekspedientka z mocno wydekoltowaną bluzką i wyzywającym makijażem. Uśmiechnęła się do mnie sztucznie i zapytała się w czym może mi pomóc. 
- Poproszę kartę startową do telefonu. - odpowiedziałam beznamiętnie rozglądając się po wnętrzu.
- Jakiej sieci? - jej piskliwy głos drażnił moje uszy. Zirytowana odpowiedziałam.
- Byle jakiej. - ponownie posłała mi wymuszony uśmiech i położyła na ladzie starter. Podała cenę. Po zapłaceniu pożegnała się zapraszając ponownie. Przewróciłam oczami na jej zbyteczną uprzejmość. Zapakowałam zakup do torby i pomaszerowałam w końcu do domu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi lecz odpowiedziała mi jedynie cisza. Spróbowałam tej samej czynności jeszcze kilka razy lecz zawsze z tym samym efektem. Poddenerwowana wyjęłam telefon i wybrałam numer rodzicielki. Po kilku na prawdę długich sygnałach oczekiwania odebrała. 
- Oh, Elle. Na miłość Boską zapomniałam zupełnie.
- Czego zapomniałaś mamo? Być w domu? - powiedziałam śmiejąc się histerycznie.
- Zapomniałam dać ci kluczy do domu abyś mogła wejść. Pojechaliśmy z ojcem do banku w Dinnigton. Musieliśmy załatwić wszelkie formalności. Słuchaj będziemy późno wieczorem. Idź do pani Campbell. Ja zaraz do niej zadzwonię. Przyjedziemy tam po ciebie dobrze?
- A mam jakieś inne wyjście? - odpowiedziałam zdenerwowana. 
- Jeszcze raz cię ogromnie przepraszamy, przecież wiesz, że to nie specjalnie.
- Pewnie. Cześć.  - rozłączyłam się zrezygnowana. Wciągnęłam powietrze i udałam się wprost do domu mamy  S u m m e r. Zawsze moja osoba była tam mile widziana, a teraz mogłabym wykorzystać tą sytuację i dowiedzieć się czegoś o zniknięciu przyjaciółki. Nie lubiłam zimy. Zawsze kiedy wracałam ze szkoły robiło się już ciemno. W dodatku nie wszystkie latarnie na mojej ulicy w pełni działały. Dawały tylko niewielką poświatę światła. Kiedy wreszcie dotarłam do domu pani Campbell zapukałam w mahoniowe drzwi. Po kilku sekundach otworzyła mi pulchna kobieta z uśmiechnięta twarzą. Po jej oczach mogłam zobaczyć wyraźne zmęczenie. Zapewne nie pogodziła się jeszcze ze stratą córki. Faktycznie, nic nie zapowiadało  nagłego zniknięcia dziewczyny. Przywitała mnie ciepłym uściskiem i dała się rozebrać. Poszłam za nią do przytulnej kuchni skanując wszystko wokół mnie. Niewiele rzeczy zmieniło się kiedy ostatni raz tu byłam. Ten sam dywan w przedpokoju kupiony na nie istniejącym już bazarku zaledwie dwa kilometry od miejsca zamieszkania, te same obrazy na ścianach przedstawiające różne ujęcia jezior czy rzek. Mama Summer uwielbiała takie klimaty. W jej domu stawiano przede wszystkim na to aby czuć się komfortowo i klimatycznie. Usiadłam na kuchennym krześle obitym materiałem z kwiatowymi motywami. Przede mną na stole już stała parująca herbata z cytryną. 
- Twoja mama zadzwoniła do mnie, że przyjdziesz. - napomknęła krzątając się dalej przy blacie.
- Tak, zapomniała dać mi kluczy do domu. - odpowiedziałam.
- Cieszę się, że w końcu możemy porozmawiać. - po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy spojrzała prosto w moje oczy. Po chwili kontynuowała. - Kiedy wyjechałaś, Summer nie umiała się odnaleźć w towarzystwie. Znikała często na całe noce. - westchnęła. Temat córki był widocznie dla niej wyjątkowo trudny. Zaczerpnęłam łyk napoju. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. 
- Od ostatnich dwóch miesięcy nie odbierała ode mnie telefonów. Powie mi pani co się wtedy z nią działo?
- Oh, kochanie. Była dziwna. Często pytała się czy ktoś za mną nie jechał samochodem czy nikt dziwny nie przychodził do mojej pracy. 
- Rozumiem, myśli pani, że miała tajemnice? - podpuszczałam ją. Wątpię czy Summer chciałaby aby jej matka dowiedziała się co faktycznie się z nią stało.
- Myślę, że po prostu się zagubiła. - pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Nie wierzę, że sama tak najzwyczajniej wyjechała zostawiając tylko głupi skrawek papieru. 
- Czy... - zawahałam się - mogłabym go zobaczyć? 
- Oczywiście kochanie, już po niego idę. - wyszła z kuchni, a ja głośno westchnęłam. Było mi na prawdę żal tej kobiety. Niczym sobie na to nie zasłużyła. Całe życie solidnie przepracowała w służbie zdrowia. Po chwili już była z powrotem. Wyciągnęła z kieszeni fartucha zwinięty prostokącik. Otworzyłam go i uważnie przeczytałam. 

Mamo,
wiem jak bardzo Cię zawiodłam. Nie chciałam takiego obrotu zdarzeń. Na prawdę.
Rzeczywistość za bardzo na mnie naciskała. Bez niej, bez Elle nie daję już sobie rady, wiesz? 
Dopiero teraz to zrozumiałam. Zaopiekuj się panem Dinks'em. Lubi tylko tuńczyka z puszki.
I nie przekarmiaj go proszę, nie chcę aby był gruby...
Bez moich problemów będzie Ci znacznie lżej. Robię to głównie dla Ciebie mamo.
Tata byłby dumny z tego jak postąpiłam. Z przyczyn już nie koniecznie. 
To nie jest list samobójczy, nie masz się co martwić o mój pogrzeb mamo. 
Ja, po prostu wyjeżdżam. Możesz to uznać za dłuższe wakacje. Może wtedy zniesiesz to lepiej.
Wyobraź sobie, że wyjechałam do college'u na moje wymarzone studia. 
Co wieczór odbywają się nowe imprezy. A rano dzwonię do ciebie abyś dała mi jakiś sposób na kaca.
Dasz sobie radę. Nigdy nie poznałam równie silnej kobiety jak Ty. 
Pamiętaj, że nie straciłaś mnie. 

                                                                                                                            Kocham Cię.
                                                                                                                            Summer

Lekko wstrząśnięta odłożyłam list na blat.  Mama Summer bacznie mi się przyglądała. Wzięłam głęboki oddech i ze świstem wypuściłam powietrze. Wstałam ze swojego miejsca i mocno przytuliłam panią Campbell. Stałyśmy w uścisku już kilka minut. Kota Summer znalazłyśmy razem na plaży kilka lat temu. Szwendał się i miał złamaną nogę. Zawiozłyśmy go do weterynarza. Ten powiedział, że zwierzę nie może u nich zostać bo nie mają już wolnych miejsc. Złożył nogę, a naszym jedynym wyjściem było wzięcie go do domu. Jako, że ja miałam Lux'a opieka nad panem Dinks'em przypadła Summer. Początkowo jej mama była bardzo sceptycznie nastawiona do nowego domownika lecz z czasem również go pokochała. Zapewne głównie za piękne białe futerko i brązowe, karmelowe oczka. Usłyszałam wibracje moje telefonu. Delikatnie odeszłam od mamy Summer i wzięłam moją torbę. Odblokowałam ekran i odczytałam wiadomość.


Wiesz, tak się zastanawiam. Campbell to tak jakby Twoja matka.

                                                                                                  K.

Byłam w połowie przygotowana na to, że "K" mnie śledzi. Myślałam jednak, że moja obecność u pani Campbell pozostanie tajemnicą. Nie chciałam jej na nic narażać. Jeszcze tego by mi tylko brakowało. 
- Coś się stało kochana? - zapytała uprzejmie.
-Nie, to tylko moi rodzice. Kazali mi już wracać do domu. Mają być za minutę.
- No cóż. Dziękuję, że ze mną porozmawiałaś. To w brew pozorom dużo daje. 
- Mi również było miło. Do widzenia! - krzyknęłam na odchodne. Wyszłam na prawie pustą już ulicę. 
Na zewnątrz panowała istna zawierucha. Płatki śniegu wirowały niesione podmuchami silnego wiatru. Potarłam rękoma ramiona aby dodać sobie trochę ciepła. Szara para z moich ust unosiła się do nieba.
Postanowiłam poczekać na rodziców pod moim domem. To wydawało mi się najbezpieczniejsze. 
Ruszyłam więc w drogę powrotną. Kiedy miałam już skręcać w moją ulicę usłyszałam strzały. Serce stanęło, a oczy wyszły na wierzch. Próbowałam zapanować nad stresem i racjonalnie myśleć lecz nadal stałam na środku ulicy. W kieszeni spodni poczułam wibracje telefonu. Wyjęłam go. Dostałam wiadomość od jakiegoś zastrzeżonego numeru. Przełknęłam ślinę i czym prędzej otworzyłam go.

Zawróć i skręć w lewo.

Nie wiedziałam o co chodzi. Setna osoba, która bawi się w detektywa i mnie śledzi?
Po sekundzie otrzymałam drugie powiadomienie.

Nie myśl tyle! Jeśli chcesz żyć rób co mówię!

Nie czekając na kolejne zaproszenie rzuciłam się we wskazaną stronę oczekując kolejnych wskazówek. Zza moich dochodziły pijackie dialogi i wiązanki przekleństw. Z potoku słów mężczyzn kilka razy mogłam usłyszeć moje imię. Szukali  m n i e.  Komórka powtórnie zawibrowała. 

Jak skręcisz w lewo biegnij prosto do lasu. Niedaleko ścieżki będzie domek na drzewie. Wejdź na górę i siedź cicho.

Nie zastanawiając się nad konsekwencjami moich czynów pobiegłam we wskazaną stronę. Zauważyłam dwa ciemne samochody zmierzające w moim kierunku. Chyba jeszcze mnie nie dostrzegli gdyż dalej patrolowali ulice zaledwie 5km/h. To była moja szansa. Wbiegłam do lasu akurat wtedy kiedy jeden podniósł alarm, że mnie zauważył. Myślałam, że zaraz moje serce wyrwie się z piersi. W amoku kręciłam się dookoła w poszukiwaniu pieprzonego domku na drzewie. Usłyszałam jak kilku mężczyzn wchodzi do lasu płosząc przy tym stado ptaków. Nie miałam dużo czasu. W końcu dostrzegłam małą drabinkę spuszczoną w dół. Pośpiesznie wspięłam się na górę. Wylądowałam w drewnianym kwadracie. Tak mogę chyba określić ten "domek". Skuliłam się w rogu i modliłam aby przypadkiem konstrukcja nie zawaliła się pod moim ciężarem. Mój oddech powoli się uspokajał. Telefon, który trzymałam w ręku po raz czwarty zaczął wibrować. Zakryłam szybko głośniki. Nie mogłam zdradzić swojej pozycji. Otworzyłam wiadomość.

Teraz  nie ruszaj się. Zajmę się resztą.



Nie miałam żadnych przypuszczeń kto to może być. Miałam nadzieję tylko, że to nie jest kolejna pułapka. Ściszyłam komórkę i wyłączyłam wibracje aby przypadkiem nie wydała z siebie najmniejszego dźwięku. 
Zostało mi tylko nerwowe oczekiwanie. Słyszałam, że mężczyźni są bardzo blisko. Chyba się rozdzielili. Wychyliłam minimalnie głowę przez dziurę służącą zapewne jako okno. Dwójka zawędrowała dosyć daleko. Znajdowali się dwa metry od pnia, na którym osadzona była moja kryjówka. Natychmiast położyłam się plackiem na podłodze. Modliłam się o pomoc. Błagałam aby nie zauważyli drabinki przymocowanej do drzewa. Mruczeli nie zrozumiałe dla mnie słowa. Wyłapywałam pojedyncze wyrazy. Po chwili rozległ się donośny krzyk. 
- Elle! Wyłaź! Wiemy, że tu jesteś! - spięłam się. - Elle! - powtórzył. Dwójka facetów pode mną zaczęła się śmiać. Nie widziałam w tej sytuacji nic śmiesznego. Nagle rozległ się ogromny huk. Potem następne i następne. W lesie rozpętała się istna strzelanina. Moi oprawcy próbowali się jakoś bronić ale słyszałam wołania o pomoc i żałosne skomlenia z bólu. Mężczyźni stojący pode mną celowali bronią naokoło siebie. Nie wiedzieli skąd może wyłonić się niebezpieczeństwo. Sądząc, że nastała chwilowa cisza byli oni ostatnimi żywymi. Po minucie oczekiwania na dalszy rozwój wydarzeń zza krzaków wyłoniły się trzy osoby. Rozmyślałam nad tym jak trzy osoby mogły rozgromić chyba piętnastu rosłych, uzbrojonych facetów. Mieli szczęście, że się rozdzielili. Jeżeli byliby w grupie, moi wybawcy nie mieliby szans. Jeden z nich wyciągnął pistolet i strzelił przestraszonym i zdezorientowanym mężczyznom prosto w głowę. Ich duże ciała opadły bezwładnie na ziemię. Czekałam w napięciu na to co wydarzy się za chwilę. Nie miałam wątpliwości co do tego, że jeden z tej trójki to nadawca wiadomości, które uratowały mi życie. 
- Elle, możesz już wyjść. Jesteś bezpieczna. - powiedział ten, który przed sekundą oddał strzały. Pozostała dwójka oddaliła się i zniknęła w lesie. Domyślałam się, że ich  celem było zapewne posprzątanie ciał i zakopanie ich. Nie wiedziałam czy mam się ruszyć z miejsca. Jednakże nie miałam chyba innego wyjścia, prawda? 
- Nie każ mi ściągać cię stamtąd siłą. - powiedział tonem nie znoszącym żadnego sprzeciwu. Pokornie wyczłapałam się z kryjówki i powoli zeszłam po schodkach przygwożdżonych do pniaka pełniących rolę drabinki. Kiedy stanęłam już na nogi odwróciłam się przodem do mężczyzny. Kiedy chmury odsłoniły księżyc wiedziałam już dlaczego jego głos jest mi dziwnie znajomy. To był Liam. Chłopak Chloe. Ten sam, którego być może uratowałam przed zakatowaniem przez wysłannika "K" w zaułku ulicy. Nie ośmieliłam się odezwać ani słowem. Widząc moją niechęć do jakichkolwiek rozmów Liam wziął mnie za łokieć i wyprowadził z lasu. On też nie odzywał się do mnie. Na rękę była mu chyba moja małomówność. Nie zadawałam tylu zbędnych pytań. Próbowałam nadążać za jego krokiem lecz nie było to takie łatwe. Wydawał się ode mnie dwukrotnie wyższy. Dosłownie kilka metrów po wyjściu z lasu stał zaparkowany masywny, terenowy samochód. Chłopak otworzył mi drzwi i sam zajął miejsce kierowcy. Ku mojemu zdziwieniu nie ruszył. Oparł ręce na kierownicy i bacznie mi się przyglądał. Z pewnością nie było to komfortowe. Kiedy chciałam się odezwać on nagle przerwał mi. 
- Elle, chyba musimy sobie coś wyjaśnić. - rzekł twardo.



***
Już 30 rozdział. Jakoś szybko to wszystko zleciało. 
Powiem Wam szczerze, że jestem zaniepokojona malejącą ilością komentarzy. Nie wiem czym jest to spowodowane. Głównie to było też przyczyną opóźnienia tego rozdziału. Nie wiedziałam jak mam się za to zabrać czy w ogóle mam dla kogo ...
Dlatego proszę Was o trochę motywacji. Jest to okropnie ważne.
A poza tym jak zwykle mam nadzieję, że 
rozdział przypadł Wam do gustu. :) 

6 komentarzy:

  1. Kocham i mam nadzieję że szybko pojawi sie next ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny, jak zwykle i jak zwykle kończysz w takim momencie, że nie mogę doczekać się następnego rozdziału, weny, do następnego Lilly Mielthown
    a jakbyś miała czas i ochotę zajrzyj do mnie: memories-harrystyles-ff.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyś była zainteresowana nn już się pojawiła. :) Pozdrawiam i czekam na dalsze losy Ellie

      Usuń
  3. 30 rozdział.
    Na prawdę szybko zleciało i bardzo dużo się wydarzyło w twoim opowiadaniu.
    To trochę takie święto, no nie? :D
    WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
    STO ROZDZIAŁÓW, STO ROZDZIAŁÓW, NIECH FIZZLE BIZZLE ŻYJE NAM! NIECH ŻYJE NAM!

    Ten rozdział, co za emocje. Serio, dużo tego. To oczywiście dobrze, dużo akcji.
    Szkoda mi Summer. Potoczyło się aż tak źle, że musiała uciec? Co się właściwie stało? Co takiego robiła?
    A ta akcja z tymi sms'ami, domkiem na drzewie, tymi facetami i Liam'em... Omg. Tak bardzo kocham gdy jest tajemniczo, nie do końca wiadomo co się dzieje, gdy w napięciu czytam kolejne zdania... Udało Ci się wywołać u mnie lekkie ciarki.
    Co do cholery robił tam Liam? Czego chcieli ci mężczyźni i kto ich nasłał?
    Wtf, Liam wazzap?
    Co wyjaśnić?

    Wiem, że jakoś tak ogólnie późno komentuję rozdziały. Dzisiaj jestem pierwsza (:D).
    A liczba wyświetleń też spadła? Może czytelnicy nie zostawiają komentarzy.
    Obrazili się bo nie mają informacji o nowym rozdziale VIP.

    Nie mam już po co mówić, że napisałaś rozdział bardzo dobrze, bo dawno temu się już wprawiłaś, nie ma żadnych błędów, a jak są, to małe i występują bardzo rzadko. Jest dużo opisów, które pozwalają wyobrazić sobie go miałaś na myśli nam przekazać. Dialogi są (nie wiem jak nazwać dialogi, to słowa bohaterów więc co ja haha) ciekawe (xd?), nie można narzekać na brak akcji i wrażeń, a fabuła jest super.
    No więc każdy rozdział jest świetny i bardzo mi się podoba. :)

    No co ty, jasne, że masz dla kogo. Ja czytam i nie odpuszczę dopóki Elle nie będzie z Harry'm!

    Przesyłam MOTYWACJĘ!
    Loading...
    »»»»»»»»»»»»»»»»»
    Doszło?
    ^^

    Czekam ma następny rozdział. Mam nadzieję, że komentarzy będzie więcej

    LUDZIE, KOMENTUJCIE

    i będziesz miała dużo chęci i weny do pisania go.

    Gdthdszj, o czym Liam chce pogadać z Elle, noooooh.

    A ogółem jak tam wakacje? :)
    Pozdrawiam i ściskam,
    @Ol_xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wakacje to u mnie pojęcie względne...
      Od zakończenia roku siedzę w domu więc nawet tej wakacyjnej miłości jak dotąd nie zaznałam ... xD
      Czekam tylko aż coś się wydarzy.
      Nawet zakupy z tatą stały się ciekawsze c:
      Mam nadzieję, że Twoje wakacje są bardziej zorganizowane i szalone. ^^
      Dziękuję za komentarz.
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Wow, wow, wow ! Swietne, genialne, niesamowite!! Ale sie balam o Elle. Mam nadzieje ze szybko next ! <3
    Pozdrawiam i weny zycze xx

    OdpowiedzUsuń