Nie mogłam oddychać. Nie dowierzałam w to, że pomimo takiej
odległości od domu nadal ktoś może mnie zlokalizować. Wszyscy wokół mnie byli
tacy radośni i przede wszystkim mocno pijani. Przypatrywałam się dokładnie
każdej osobie, która przechodziła w zasięgu mojego wzroku. Co chwilę myślałam,
że znalazłam "K" lecz w końcu przypominałam sobie, że
raczej go już tu nie ma. Byłby głupcem gdyby został. Założyłam na
siebie sweter, w którym przyjechałam ponieważ chłód dawał się już we znaki.
Powoli wszyscy rozchodzili się do swoich domów. Tylko ja tkwiłam w jednym miejscu,
pogrążona w swojej wewnętrznej traumie i katastrofie. Szukałam jakichkolwiek
motywów, którymi mógłby kierować się mój prześladowca. Po krótkiej chwili do
głowy przyszła mi dziwna myśl. Co jeśli H a r r y ma coś wspólnego
z "K"? Przecież na pewno się dzisiaj nie
przewidziałam. Byłam pewna, że na brzegu stali Louis i Hazz. Być może cały czas
mnie śledzili dlatego "K" miał takie informacje.
Wiedziałam, że muszę jak najszybciej odszukać Luke'a. Jedynie on mógł cokolwiek
z tym wskórać. Nie miałam pojęcia gdzie się podziewa. Nie odebrał ani jednego
telefonu ode mnie. Wzrokiem odszukałam Summer i podbiegłam do niej. Na plaży,
wokół już lekko wygasłego ogniska tańczyło jeszcze pare osób.
- Summer, tak mi przykro ale muszę już wracać.
- Jak to? Co się stało? - widać, że była bardzo zaniepokojona moją
nagłą zmianą planów.
- Rodzice mnie potrzebują. Obiecuję, że niedługo wszystko ci wyjaśnię. Już niedługo... - przytuliłam ją mocno i odeszłam.
Spojrzałam na ekran mojego telefonu. Było już grubo po trzeciej. Szłam szybkim krokiem w stronę jakiegoś przystanku autobusowego czy czegoś w tym stylu. Została mi jeszcze reszta z biletu na pociąg lecz zdecydowanie za mała aby kupić kolejny. Co chwilę obracałam się za siebie aby skontrolować czy na pewno nikt za mną nie podąża. Moje ciało drżało owiewane co chwilę chłodnymi podmuchami wiatru. Usłyszałam warkot silnika. Zignorowałam go. Lecz dźwięk wydawał mi się dziwnie znajomy. Po krótkiej chwili ujrzałam to same auto, które dzisiaj podwoziło mnie ze stacji. Jechało tuż obok mnie, tym samym tempem, którym się poruszałam. Tym razem cabriolet był wyposażony w dach. Szyba od mojej strony opuściła się w dół. Nadal nie zaprzestałam mojego marszu. Serce wyrywało się z mojej piersi. Usłyszałam po raz pierwszy gruby głos kierowcy.
- Rodzice mnie potrzebują. Obiecuję, że niedługo wszystko ci wyjaśnię. Już niedługo... - przytuliłam ją mocno i odeszłam.
Spojrzałam na ekran mojego telefonu. Było już grubo po trzeciej. Szłam szybkim krokiem w stronę jakiegoś przystanku autobusowego czy czegoś w tym stylu. Została mi jeszcze reszta z biletu na pociąg lecz zdecydowanie za mała aby kupić kolejny. Co chwilę obracałam się za siebie aby skontrolować czy na pewno nikt za mną nie podąża. Moje ciało drżało owiewane co chwilę chłodnymi podmuchami wiatru. Usłyszałam warkot silnika. Zignorowałam go. Lecz dźwięk wydawał mi się dziwnie znajomy. Po krótkiej chwili ujrzałam to same auto, które dzisiaj podwoziło mnie ze stacji. Jechało tuż obok mnie, tym samym tempem, którym się poruszałam. Tym razem cabriolet był wyposażony w dach. Szyba od mojej strony opuściła się w dół. Nadal nie zaprzestałam mojego marszu. Serce wyrywało się z mojej piersi. Usłyszałam po raz pierwszy gruby głos kierowcy.
- Elle nie karz mi tak długo czekać.
- O nic cię nie proszę. - powiedziałam twardo.
- Wyglądasz jakbyś błagała o moją pomoc. - zaśmiał się głośno. Dobra, może faktycznie byłam w małej opresji ale z pewnością nie było to tak widoczne. - No dalej, w moim samochodzie jest ciepło i ładnie pachnie. - powiedział kusząco.
- Jezu, dobra. - wydusiłam z siebie.
Z wielkim ociąganiem się, wsiadłam do samochodu. Musiałam przyznać mu rację- faktycznie było cieplej niż na zewnątrz i pachniało sosnowym lasem. Jechaliśmy dosyć szybko i w kompletnej ciszy. Przypatrywałam się drzewom, które mijaliśmy po drodze. Lecz doszło do mnie, że nawet nie wiem jak ten chłopak ma na imię.
- Jak masz na imię?
- Czyli gramy teraz w dwadzieścia pytań? - zaśmiał się.
- Nie, tylko jestem ciekawa. - powiedziałam delikatnie oburzona.
- Skoro tak bardzo nalegasz... Mam na imię Kyle. - spojrzał się na mnie łagodnym wzrokiem. - To gdzie cię podwieźć?
- Wystarczy do jakiegoś przystanku...
- Mówiąc gdzie cię podwieźć miałem na myśli gdzie mieszkasz. Może nie wyglądam nie wiadomo jak, ale nie zostawię dziewczyny o prawie czwartej nad ranem na jakimś przystanku, nie wiadomo gdzie. - spojrzałam na niego zaskoczona. - To gdzie mieszkasz? - zapytał, nadal bardzo delikatnie.
- Emm w Londynie na Caldwell Street. - odpowiedziałam mu cicho.
- No to mogę śmiało powiedzieć, że czeka nas nie byle jaka podróż Elle. - wyszczerzył się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech. Przez resztę drogi wypytywaliśmy się siebie nawzajem o przeróżne drobiazgi. Przynajmniej dowiedziałam się jaki jest jego ulubiony smak lodów lub jaki rodzaj żelków preferuje. Kiedy rozpoznałam już zarys ulicy, na której mieszkam było już dawno po szóstej rano. Byłam wykończona lecz jeszcze bardziej było mi żal Kyle'a. Chłopak miał widocznie zmęczone oczy i wyraz twarzy jakby w przeciągu sekundy miał zasnąć. Wyczołgałam się ostatkiem sił z auta. Przedtem podziękowałam mojemu kierowcy. Kiedy otwierałam już drzwi od domu poczułam czyjąś obecność za moimi plecami. Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się Kyle.
- Słuchaj Elle, pomijając fakt, że jest szósta rano i nie spałem od jakiś dwudziestu godzin to naprawdę miło spędziłem z tobą czas. - powiedział to i podrapał się po karku. Zaśmiałam się na te słowa. Pomimo prostoty były urocze.
- Nie ukrywam, ja też miło spędziłam z tobą czas, a teraz jeśli pozwolisz chciałabym wreszcie zamknąć oczy. Sądzę, że tobie to też dobrze zrobi. Więc dobranoc Kyle. - nie czekając na jego odpowiedź pocałowałam go w policzek i weszłam do domu. Sama byłam zaskoczona tym co zrobiłam ale w sumie to nie żałowałam. Kroki stawiałam bardzo uważnie i jak najciszej się dało, aby tylko nie obudzić rodziców. Dom z dnia na dzień wyglądał coraz lepiej. Zauważyłam, że ściany w salonie i kuchni są już wstępnie pomalowane. Byłam pewna, że to głównie zasługa kolegów Luke'a. Na samą myśl o moim przyjacielu uśmiech z twarzy zszedł w zaskakująco szybkim tempie. Odtrącając od siebie wszelkie pesymistyczne scenariusze wydarzeń dotarłam do mojego pokoju. Zdjęłam z siebie już trochę brudne ubrania i wręcz rzuciłam się na łóżko. Nie musiałam długo czekać na sen. Ten przywitał mnie z otwartymi ramionami.
- Elle... - obudziły mnie ciche słowa bodajże mojej mamy. Tak naprawdę nie byłam jeszcze w pełni przytomna. Otworzyłam leniwie oczy, mrużąc je od nadmiaru słońca w sypialni.
- Tak mamo? - powiedziałam szeptem. Każdy szelest czy głośniejszy dźwięk nie działał na moją głowę zbyt korzystnie.
- Myślałam, że jedziesz na weekend do koleżanki.
- Która godzina?
- Siedemnasta kochanie. - ta wiadomość niezbyt mnie zaskoczyła. Wiedziałam, że po tak nieprzespanej nocy nie wstanę wcześniej niż przed piętnastą. Usiadłam powoli na łóżku i przeczesałam palcami moje poburzone włosy.
- No widzisz... Jednak jestem w domu. Dasz mi pół godziny abym mogła się doprowadzić do jakiegoś ludzkiego stanu?
- Oczywiście. - potem usłyszałam cichy odgłos zamykanych drzwi. Opadłam z powrotem na łóżko. Zastanawiałam się skąd "K" wziął się na plaży. Musiał mnie śledzić. Co oznacza, że był we wszystkich miejscach związanych z moją przeszłością...
Teraz wiedział już o mnie praktycznie wszystko. I to wyjaśniałoby też dlaczego Harry zatrzymał mnie w drodze na stację. Co jeśli to jeden z n i c h jest "K"? Prędko odrzuciłam od siebie tę myśl. To niemożliwe abym gościła u siebie w domu mojego prześladowcę i widziała go w samych bokserkach. Sam by się tak nie wkopał i nie naraził. Chociaż przynajmniej tak chciałam myśleć. Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms'a. Błagając aby nie była to TA osoba otworzyłam wiadomość.
Mam zagadkę: kto jest rannym ptaszkiem? - na pewno nie Elle!
K.
- Boże. Odczep się! - krzyknęłam w poduszkę. Wbrew pozorom bycie obserwowanym na każdym kroku nie jest specjalnie miłe... Skoro w jakże efektowny sposób zostałam przebudzona po raz setny spróbowałam dodzwonić się do Luke'a. Po paru sygnałach odebrał lecz nie dałam mu dojść do głosu.
- Boże! Luke, ty żyjesz! Wiesz jak ja się martwiłam?!
- Spokojnie Ell. Nic mi nie jest. Napisałem, że nie będzie mnie kilka dni...
- Ale nie wspomniałeś, że nie będziesz dawał znaku życia!
- Przepraszam Ell. Jedynie to mogę powiedzieć ci w tej sytuacji.
- Ok, załóżmy, że ci wybaczam. Kiedy wracasz?
- Prawdopodobnie w poniedziałek. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia.
- Luke, znasz moją opinię w tej sprawie... Nie chcę abyś narażał się dla moich rodziców.
- A ja naprawdę chcę pomóc twoim rodzicom i zwłaszcza tobie. Wiem, że mogę coś zdziałać.
- Ale...
- Nie ma żadnego "ale". Skoro czujesz się taka winna to zaraz po tym jak przyjadę zrobisz mi masę gofrów, ok?
- Niech ci będzie. Masz na siebie uważać.
- Obiecuję mamo.
Po tej rozmowie nadal nie byłam do końca spokojna. Jedyne co mnie pocieszało to, że jest cały oraz, że wraca w poniedziałek. Zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. Nie zastałam tam nikogo z domowników. Zrobiłam sobie kanapki i poszłam z powrotem do pokoju. Stwierdziłam, że nie ma sensu przebierać się z mojej prowizorycznej piżamy ponieważ zaraz i tak będę musiała się w nią wcisnąć. Moją małą, osobistą ucztę ponownie przerwał telefon. Przez chwilę miałam wrażenie, że zwrócę całą zawartość mojego talerza.
Wiesz niektórzy z miłości są zdolni do kłamstwa tylko po to aby ochronić swoją ukochaną osobę. Jak myślisz kto jest kłamczuchem?
Podpowiedź: jest dalekooo od ciebie...
K.
***
Ostatnio coraz rzadziej dodawałam rozdziały i chciałam
Was ogromnie za to przeprosić. Przez ostatnie tygodnie nauczyciele strasznie
nas męczyli i sama nawet nie miałam pomysłów na kolejne posty.
Statystyka, o dziwo coraz bardziej spada. Nie mam
pojęcia czym jest to spowodowane... Jeżeli chcecie abym cokolwiek poprawiła czy
zmieniła śmiało skomentujcie. Zależy mi na tym aby treści, które dodaję
cieszyły coraz to liczniejsze grono ludzi. Wbrew pozorom nawet krótkie
komentarze napawają mnie większą ochotą do pracy i dają dużego kopa do pisania.
Zależy mi na czytelnikach ponieważ chcę sama sobie udowodnić, że potrafię
zrobić coś, co nie okaże się kolejną porażką... Teraz będę miała
przerwę od szkoły więc postaram się dodać kilka nowych rozdziałów.
WESOŁYCH ŚWIĄT!
super rozdzial czekam na next
OdpowiedzUsuńGENIALNE !!!
OdpowiedzUsuńWiesz ze cię kocham prawda?
Pisz,pisz dalej czekam ...
P.S.weź mi tam jakiegoś dedyka walnij <3
A ja następny poproszę!!! Za to, że koffam Ciebie i bloga!!! Dobra, no to co tam jeszcze... a, że. czekam z niecierpliwością na nexta!!!
OdpowiedzUsuńBuźki =*
Wow! Coraz bardziej mnie zaskakujesz! :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, jeśli mój dzisiejszy komentarz będzie taki trochę z dupy, ale rozumiesz te feels po You&I...
Oki, pan Kyle sprawiał wrażenie jakby chciał zostać na noc. Całus w policzek? Słodko ^^
Co do cholery, robili na plaży Louis i Harry?
Nawet nie wiesz jak się zirytowalam gdy przeczytałam tego smsa od "K". Nosz kurde. "Kto jest rannym ptaszkiem? Na pewno nie Elle!"
Kto jest zdrowy psychicznie? Na pewno nie ty!
No krew mi zawrzała. Czego on chce?
Wszystko wskakuje na Luke'a, ale przecież on był przy Ell, kiedy przyszedł do niej sms w jego mieszkaniu.
Kim może być "K"?
Podejrzenie 1. - Summer.
Podejrzenie 2. - Mama Elle (jestem stuknięta)
Podejrzenie 3. - Ktoś ze znajomych Elle poznanych w szkole.
Podejrzenie 4. - Ktoś z 'gangu'.
"Jest dalekooo od ciebie"
Nasuwa mi się Luke xd
Rozdział bardzo dobry, każdy kolejny jest lepszy C:
Jeśli mój komentarz dał ci kopa w tyłek, to bardzo się cieszę. Mogę ci skopać dupe jeszcze kilka razy, to nie problem xD
Tobie też życzę WESOŁYCH ŚWIAT! Wesołego jajka!
- super pro tajemnicza @Ol_xd
Co do przypuszczeń dotyczących "K" to szukaj dalej, choć jesteś możliwe całkiem blisko odpowiedzi.xx
OdpowiedzUsuńSwietne ! Hm , ten K jest taki upierdliwy xd oczywiscie czekam na next . Kocham jak piszesz ! Zycze weny a statystyka sie nie przejmuj ! :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.xx
Może czas też o szablon zadbać : ) wiadomo to przyciąga czytelnika.
OdpowiedzUsuńzapraszam http://graficiarnia-onedirection.blogspot.com/